Noc była jasna i grudniowa,
pachnąca słodko świeżym wapnem,
księżyc w okopach chmur się schował
i sycząc, blaskiem bił jak szrapnel.
Kiedy się duszę ma malarza
a w głowie piwa cztery dzbany,
noc taka wzrusza i rozmarza
i świat jest pączkiem cukiernianym.
Zalany w sztok i w pień urżnięty,
(piwo paliło mózg jak węgiel)
wpatrzony w dal i wniebowzięty
zataczał ręką wielkie kręgi.
Landszafty piękne i dalekie
przecinał srebrym szumem Ren,
więc usiadł gdzieś nad brzegiem rzeki
aż zwalił go i zmorzył sen.
Wnet ujrzał się na rwącym koniu,
pędzącym dzikim wichrem w step.
Czupryny lok odgarnął dłonią
i jednym skokiem minął Dniepr.
Nahajką tnąc jak ostrym nożem,
mknął aż mu w piersi dech zapierał
na złotokłose Zaporożc,
na Kijów, Krym i Bakczyseraj.
Na naddnieprzańskie pyszne sioła
po dumki, szumki i po zboże,
na hajdamackie żyzne pola,
po biały chleb nad Czarne Morze.
Ojej! Jak śmiesznie tańczą drzewa,
chyląc się nisko aż do kolan!
Ojej! Kitajką wiatr powiewa!
Ojej! Ojej! Pijane pola!
Urżnięty w pień i ululany,
jeszcze tak długo śniłby może,
lecz go obudził wystrzał zorzy
i skuty bagnetami ranek.
Hej, parobczaki, chłopy, popy,
harne kozaki, atamany,
dziady i strojne jaśnie pany
nuże mu lizać święte stopy.
Wali już, suka mać przeklęta,
człowiek mocarny — nie kto bądź,
On wam rozkuje chłopskie pęta,
byście mu mogli żyto żąć.
Iwanie, Hryciu, Katarzyno.
Rozchmurzcie osowiałą twarz.
Szczęśliwaś, bowiem, Ukraino
jeśli takiego zbawcę masz!
Źródło: Szpilki, r. 1939, nr 2.