Tuż pod moimi oknami
Bawią się małe dwa psy.
W dali łoskot. Gdzieś trzepią dywany.
Na zeschłe, żółte szuwary,
I czarne nagie konary
Drzew, wiatr leci jakgdyby spłakany,
A dalej między drzewami
Staw z wiatrem płynie i drży.
Ponad zimnymi wodami
Wiszą niejasne jak mgły,
Zbite w jakieś ruchome tumany,
Pierwsze wiosenne komary.
Ulotne, wiotkie jak mary,
Wodzą chyżo wiosenne swe tany,
Nad wodą, krążąc kłębami,
Szybkie, zwodnicze jak sny.
A wtem zadrgało falami
Powietrze, i jak duch zły,
Wpada nagle w ten tłum rozhukany,
Ptaszek niewielki i szary,
Chwytając w locie ofiary.
Niknie nagle wśród wodnej piany
Co w górę pryska kroplami,
I nazad spada jak łzy.
Z rozpostartymi skrzydłami,
Ostatnie wydawszy tchy,
Płynie cichy, na śmierć ukąpany,
Ptaszek niewielki i szary.
Ponad nim tańczą komary.
W dali łoskot. Gdzieś trzepią dywany,
A tuż pod mymi oknami
Bawią się małe dwa psy.
Źródło: Sygnały, r. 1934, nr 10 i 11.