Do Zosie

Żeglarz, gdy w morzu płaskim wiosłem brodzi,
Podniósłszy żagle nakieruje łodzi,
Gdzie chce przypłynąć; któremu gdy w biegu
Przeciwne wiatry nie dadzą do brzegu,
Kotwice rzuca w morski grunt a stoi,
Czekając, aż się wicher uspokoi.
A jeśli większa fala następuje,
I maszt ucina, a gdy go zdejmuje
Strach w nawałnościach, rzuca i towary
Dla bezpieczeństwa Neptunowi w dary.
Albo więc żagle na szczęście podniesie,
Że go wiatr, gdzie chce, burzliwy zaniesie.
Jam żeglarz, Zosiu, miłość - morze moje,
Sternik - Kupido, towar - łaski twoje.
A Wenus, z morskiej porodzona piany,
Na wicher prawie pchnęła mię zbłąkany.
Żądza - mój okręt, serce me w nim płynie,
Port mój - chęć twoja, która gdy mię minie,
Przyjdzie mi tonąć w głębokich łzach, a ty
Co masz za korzyść z zdrowia mego straty?
Pławisz mię, pławisz w niestałej powodzi,
Serce me trapisz, a strach kto nagrodzi?
Płynę ja przecie, lub tam odwieść duszę,
Gdzie ciało ciągnie, choćbym nierad, muszę.
Chcąc swej, podniósszy żagle, uprzejmości
Dopłynąć skutkiem portu twej miłości,
Wiosłem prace swej, gdy się rozigrały
U portu swego, rozcinałem wały.
Szum popędliwej niewdzięczności twojej
Nie chce do brzegu dać galerze mojej.
Kotwicę-m rzucił statecznej nadzieje,
Przecie w niestałym łódź się gruncie chwieje.
Maszt cierpliwości mej się padać musi,
Jak go twej srogość niewdzięczności dusi.
Serce twe kamień, samaś własna skała,
O którą by się łódź ma nie strzaskała,
Nie łza, tylko swe w te niebezpieczności
Towary rzucać w morskie głębokości,
A czekać szczęścia: lub ta burza minie,
Lub gdy na mszy brzeg nawa wypłynie,
Wysiadać z łodzi, a wysiadszy z wody,
Czekać gdzie lepszej na lądzie pogody.

Czytaj dalej: Światowa rozkosz - Hieronim Morsztyn