Już pękł kamień Zasławski z przeraźliwym hukiem,
w bezkształtny gruz się sypią ryte w głazie słowa…
I tylko — nieuchwytny zapach twoich sukien — —
i tylko — lica złudne, którem tak miłował — —
Wiem przecież, że umarły Aldony, Grażyny —
żyje tylko Maryla, co wzgardziła wieszczem!
— Czemu mi wciąż turkoczą w głowie tamte szyny
i dzwoni twój śmiech srebrny — i przenika dreszczem?
W moim sklepie wszak było dosyć pięknych lalek,
chociaż nie miały herbów, ni książęcej mitry…
— Po co na lśniące schody wdzierać się wytrwale?
— By kupić ciebie, damo z salonowych witryn?!
Paryż taki daleki i obca Warszawa…
(Zgubiłaś mój amulet z metalem nieznanym — —)
Pogasły wszystkie cele — i nie nęci sława…
— Wszak „ideały” mają twarz z porcelany!
Może „non omnis moriar” — a może umarłem?
Może się jeszcze palę w ludzkich dusz iskierce?
— Nie wiem. — Chciałbym być niczym. — W strzępy się podarło
pod kołami wagonu zdruzgotane serce.
Opublikowano w: Zamknięty pokój
Źródło: Zamknięty pokój, Henryka Wanda Łazowertówna, 1930. Wiersz został unowocześniony.