W mojej pracowni mam nieliczne sprzęty
A ponad stołem, gdzie się rymy stwarza,
Jak biały uśmiech w gipsie zastygnięty
Maska kobiety — piękny dar rzeźbiarza.
Gdy cisza marzeń wokół się przyczaja,
Lubię spoglądać długo w jej oblicze,
Bo ma z obrazu coś z Doriana Graya
I z duszą moją związki tajemnicze.
Czasem przynosi dzień dobrą nadzieję
I wyczerpania nie odczuwam znamion —
Wówczas i maska ze ściany się śmieje
Jakby mówiła: Nie opuszczaj ramion!
Lecz gdy mię serce znużone zaboli
I pustka w duszy jest i na warsztacie,
W uśmiechu maski jest cień melancholii,
Jakby mówiła: Przemijamy bracie!
Lecz gdy mię skrzywdzi jakiś bliski człowiek
I serce moje wchodzi w chmurę ciemną,
Dwie szare bruzdy u jej białych powiek
Mówią, że długo płakała nade mną.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.