Marzy mi się czasem w snach
Stary dwór, widziany gdzieś...
Ja — gospodarz stoję w drzwiach —
W śniegach śpi przede mną wieś.
A przez wieś się droga skrzy,
Niby brylantowy pas,
Aż tam gdzie z miesięcznej mgły
Czarny się wyłania las.
Stoję i wytężam słuch...
Cisza — usnął wiatru wiew.
Nagle w lesie jakiś ruch
Pośród ośnieżonych drzew.
Nagle lasem wstrząsnął dreszcz,
Jakiś dźwięk w gałęzie wpadł
I na ziemię spływa deszcz,
Sypie się śniegowy kwiat.
I wyłania czarny bór
Słodką tajemnicę swą:
Białą drogą, wprost na dwór,
Rozdzwonione sanki mkną.
Cała ziemia dzwoni w krąg,
Szczęście srebrnych dzwonków gra —
Już wyciągam dwoje rąk
Do tej, która przybyć ma.
Lecz wytężam próżno wzrok
Poprzez białej drogi łuk —
Sanki już skręciły w bok
Koleiną polnych dróg.
Próżno duszę ślę na łów,
Ścichły dzwonki — usnął bór.
Ominęło szczęście znów
Mój samotny cichy dwór.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.