Ojców naszych Boże stary!
My nie znamy inszej wiary,
Tylko którąś sam objawił,
Pierwszy się nią Kościół wsławił.
Wiara dla ludzi niebo otwiera,
Przy niej spokojniej człowiek umiera,
Gdy nas przyciska jaka przygoda,
Któż, gdy nie ona, rękę nam poda?
Nadziejo, coś mi błysnęła
I w krótkim czasie zniknęła!
Nie ty, którą w losie mamy
Albo w ludziach pokładamy;
Ale nadziei wzywam prawdziwej,
W której cieszę się, gdym nieszczęśliwy!
I choć od przygód będę zgnębiony,
Zostanę zawsze niezwyciężony.
Ilekroć oczy tęskliwe
Podniosę w niebo szczęśliwe,
Nadzieja mi wnet przypomnie,
Co tam obmyślono o mnie.
Ona mi Boga mego wskazuje,
Jak mój majątek, co się nie psuje;
Gdy wiem, że mym się zatrudnia stanem,
W nędzy największym czuję się panem.
Po wierze i po nadziei
Miłość święta na kolei.
Ona ziemię z niebem godzi
I życia gorycz słodzi.
Kocham, pewna mię wzajemność czeka,
Nie umie zwodzić Bóstwo człowieka!
Albo bliźniemu gdy serce dajem,
I on nie kamień, wzruszy się wzajem.
Boże! Do Twojego nieba,
Przez te trzy drogi iść trzeba!
Tędy od złych przygód próżny
W Twym domu stanie podróżny.
Ty moje siły wzmacniaj w tym biegu,
Niźli do mego przyjdę noclegu;
Naprzeciw śmierci niech stanę w zbroi
Wiary, nadziei, miłości Twojej.