Jest, co mię głaszcze i rani,
Z czym się moja tkliwoii kryje:
Jest chętnego serca pani...
Miło mi dla niej, że żyję!
Jest, co za sobą iść radzi:
Jest tajemna jakaś droga,
Po której umysł prowadzi
Lubość, nadzieja i trwoga.
Jest mi coś boskim obrazem,
Co wznosi duszę i zniża,
Co mit wstrąca i co razem
Ku temu bóstwu przybliżał
Miłość jest moim ołtarzem,
Na którym luba kwieć bierze:
Wonny dla niej ogień zarzem,
Dla niej świat cały w ofierze.
Precz mi pędzel, precz i dłoto!
Chełpi się sztuka daremnie.
Droższa tkliwemu nad złoto,
Piękniejsza ona jest we mnie.
Dla niej samotność jest miła.
Tu mej duszy rozrzewnienie,
Za nią swe myśli przesyła
I hasło serca, westchnienie!
Jej szukają moje oczy;
Dla niej mego pilność ucha;
Słońce mi dla niej dzień toczy;
Bawi księżyccm noc głucha.
Jej różami płonie zorza,
Siejąc po wodach promienie;
Taka niegdyś wyszła z morza
Uszczęśliwić przyrodzenie.
Gdy ranek wdzięczy niebiosa,
Rzewliwe dla niej łzy leje.
Słodkie to łzy, jak ta rosa,
Którą łąk krasa świetnieje!
Ona dla mnie krzakiem róży,
Choć ta w ciernie uzbrojona,
Choć się straż pączka nasroży,
Nadzieja w listkach zielona.
Niechaj gardzi, niechaj stroni,
Niechaj się z oczu wydziera:
Myśl ją moja wszędzie zgoni.
Serce jej wdzięki zawiera.
Już ten uśmiech nie odbieży,
Co słodkie sprawił zajęcie:
Zawsze zwrotny, zawsze świeży,
Lube coraz wznawia tknięcie.
Niech schnę i padam w mgłę ciemną,
W której gorączka urn grzebie!
Ona we mgle jest przede mną;
Myśl moja: "gorę dla ciebie!"
Smuci mię ona i cieszy;
Dla niej me rany roztwicram:
Niech i zgon życia przy śpieszy;
Dla mego bóstwa umieram.