Duch nasz dziecięcy — prawi mędrzec boży —
W jutrznianych wieków zamgławne przedednie
Trwał połączony w niepodzielną jednię
Z nieświadomością żywiołowych zworzy.
I, gdy mu padał w źrenice blask zorzy,
On stał jak martwe, niebytu sąsiednie
Głazu urwisko i roił bezwiednie,
Że jego własne oko promień tworzy.
I we mgle owej pierwotnej ciemnicy
Pozostając, nie znał tej granicy,
Która obrazy jego duszy sennej
Od ram natury dzieli wiecznym działem,
Lecz jednym duchem czuł się z nią i ciałem —
I był sam sobie obcy, bezimienny.