Stary klon mi odpowiada,
„Minął — minął czas uniesień —
Mgła osiada — liść opada
Idzie jesień! idzie jesień!”
— „Jesień już? Lecz nie w naturze —
Chyba tylko w mojem sercu!
Lato jeszcze na lazurze —
I na kwietnych łąk kobiercu!...
Stary klon mi na to rzecze:
— „Jesień — jesień niedaleka —
Choć ogniste słońce piecze —
Drzewa czują śmierć, co czeka.
Stary klon mi rzecze na to,
Szepcząc liśćmi zielonymi:
Może w tobie jeszcze lato,
Ale jesień już na ziemi.
Spójrz pomiędzy dwie topole —
Jak przez okno pół otwarte —
Patrz w szerokie szczere pole,
Z złotych kłosów już odarte.
Nad polami szerokimi
Jako białe trzy niebiany —
Lecą skrzydłami rozwartymi
Het — wysoko trzy bociany:
Stary bocian z dwojgiem dzieci
Jakby obłok gonił srebrny,
W górę leci, w górę leci:
Lećcie, dzieci, w szlak podniebny!
Uczy dzieci swoje lotu —
Leci — płynie — leci — znika —
Bo przeczuwa dzień odlotu —
Bo pożegna wnet rolnika.
Już ci pole odpoczywa —
Snopy legły już w stodole:
Pokończone sute żniwa —
Nowa siejba czeka rolę!
Nowa siejba czeka łany —
Niechaj świeci im nadzieja!
Hej, ulecą wnet bociany
W dzień świętego Bartłomieja!
Więc choć słońce pali rżyska
Szumią — szumią smutne drzewa:
Że już jesień taka blizka —
I że wiatr ich liście zwiewa.
Zamilkł stary klon. Drzew liście
Przedjesienną drżą kantatą
Potoczyście — uroczyście...
Ach, czy we mnie jeszcze lato?