Nie trzeba w górnym szukać Helikonie
Żadnych, księżniczko, ozdób na twe skronie;
Kędy, jak mówią, i zimą i latem
Kwiecistym łąki jaśnieją szkarłatem.
Skąd nieśmiertelnych sióstr nadobne grono
Wonną rwie zdobycz prawicą pieszczoną;
A przez gładkiego słodki rym poety
Ziemskim boginiom posyła bukiety.
Niech się ten w obce przybiera ozdoby,
Kto nie ma z własnej zaszczytu osoby;
Ty, o Srzeniawy Nimfo złotolitej!
Znajdziesz i w sobie zbiór kwiatów obfity.
Piękniej, niż narcyz zdobi i lilia,
Skromność, która się z twarzy twej wybija;
Przechodzi wdziękiem wszystkie gwiazdy polne
Serce, naukom i cnocie powolne.
Czyliż królowa ogrodów ma więcej
Róża jasności, niż blask krwi książęcej?
Lub tyle Himet w fiołkach dziedziczy,
Ile ma wdzięcznej twa mowa słodyczy?
Pod mądrym dziada i cnej babki okiem,
Jako pod palmą i cedrem wysokiem
Miły cień mając, bujne rosną kwiaty,
Przerastasz wielu rozumem nad laty.
Próżno płeć żeńska z troskliwością szuka,
By jej przydała, czego nie ma, sztuka.
Wydatne farby, złotogłów, klejnoty,
Cudze to wszystko skarby; nasze cnoty!
Z tymi, Elżbieto, choć lat minie wiosna
I spędzi gładkość z ust jesień zazdrosna,
Zostaną w tobie milsze nad kwiat wdzięki.
Bo któż zglozuje dzieło boskiej ręki?
Z tych tobie kwiatów, z osoby twej własnej
Zebranych piórem, daję bukiet krasny.
Ustąpcie, Muzy, z płonnym kwieciem Flory;
Droższe mi ogród dał Eleonory.