„Obcy” to mikropowieść z roku 1942, której autorem jest Albert Camus. Opisuje ona losy człowieka, który jest wyobcowany w świecie pełnym zła i hipokryzji. Uznaje się ją za wykład z filozofii egzystencjalnej Camusa i za „klasykę absurdu”, choć sam autor nie zgadzał się z tym.
Spis treści
Bohaterem i narratorem powieści jest Francuz o imieniu Meursault. Otrzymuje on depeszę, a w niej wiadomość o śmierci swojej matki. Udał się zatem do miejscowości Marengo, gdzie mieścił się ośrodek dla starców. Tam niegdyś umieścił matkę, której nie potrafił zapewnić odpowiedniej opieki. Kobieta bardzo płakała, a syn z czasem zupełnie przestał ją odwiedzać. gdy Meursault przybył na miejsce, zaprowadzono go do kostnicy, gdzie czekała trumna z ciałem matki, jednak mężczyzna nie chciał jej otwierać, by się pożegnać z matką. Dyskutował z dozorcą i dowiedział się, że inni pensjonariusze również będą uczestniczyć w pogrzebie. Starsi ludzie próbowali okazać mu wsparcie poprzez ściśnięcie dłoni.
Po pogrzebie Meursault wrócił do codzienności, czyli do pracy. Był w sobotę na basenie z Marią, a w tygodniu wrócił do obowiązków. W trakcie przerwy obiadowej spotkał się ze znajomym Emmanuelem, a po powrocie do domu z sąsiadami. Jeden z nich od lat maltretował psa, drugi zaś zbliżył się do niego i opowiedział o swojej dawnej kochance, na której pragnął się zemścić.
Meursault i Maria udali się wraz z Rajmundem na plaże w Algier, gdzie spotkali dwóch Arabów. Wywiązała się bójka, a Rajmund został raniony nożem, na szczęście powierzchownie. Arabowie wycofali się, a ranny został zabrany do lekarza. Potem Rajmund chciał ponownie wybrać się na spacer. Przy skale mężczyźni znów natknęli się na tych samych Arabów. Rajmund wyciągnął rewolwer i zastanawiał się, czy powinien zastrzelić przeciwników. Meursault poradził mu walkę bez broni, a gdy przeciwnicy wyciągną nóż lub zrobią coś niehonorowego, to wtedy sięgną po pistolet. Do konfrontacji ostatecznie nie dochodzi. Arabowie odeszli, a przyjaciele poszli do domu. Meursault jednak później spotkał znów Araba z nożem, strzelił zatem do niego pięć razy i go zamordował.
Kolejnego dnia Meursaulta aresztowano i zamknięto w więzieniu, gdzie czekał na swój proces sądowy. Dochodzenie obejmowało nie tylko samo morderstwo Araba, ale też zachowanie Meursaulta w trakcie pogrzebu jego matki, czyli obojętność, jaką okazał jej śmierci w Marengo. Mężczyzna bronił się, że każdy kocha bliźnich, ale życzy im śmierci, czym oburzył swojego adwokata z urzędu. Meursault otrzymał zakaz mówienia takich rzeczy w sądzie. Prokurator zastanawiał się, czemu po pierwszym zabójczym strzale oskarżony strzelił jeszcze czterokrotnie, skoro jego ofiara już nie żyła. Prokurator wyciągnął krucyfiks i próbował namówić Meursaulta do wyrażenia skruchy, jednak bohater nie wierzył w Boga, nie czuł też żalu, a jedynie przykrość.
Z czasem Meursault poczuł się w więzieniu jak w domu, zwłaszcza kiedy przywykł do tego miejsca i przestał myśleć jak wolny człowiek. Większość czasu spędzał na spaniu, a resztę dnia poświęcał na zaspokajanie potrzeb fizycznych i czytanie historii pewnego Czecha zabitego przez matkę i siostrę. Znalazł ją w sienniku. Proces Meursaulta rozgrywał się latem, zatem całe społeczeństwo interesowało się tą sprawą. Meursault udał się do sądu, gdzie kolejni świadkowie składali zeznania, jednak ich słowa i zgromadzone dowody nie przemawiały na korzyść oskarżonego. Wskazywano zbrodnię z premedytacją i nieustannie przywoływano sprawę matki Meursaulta. Ostatecznie bohatera uznano za winnego i skazano go na śmierć przez ścięcie głowy. Meursault dużo o tym myślał, chciał skorzystać z możliwości ułaskawienia, odwiedził go też ksiądz i chciał go namówić na wyznanie wiary. Wszystkie te rozważania doprowadziły Meursaulta do tego, że pogodził się ze swoją nadchodzącą śmiercią. Pragnął jedynie, by wiele osób przyszło obejrzeć jego egzekucję.
Powieść rozpoczyna się od depeszy, którą otrzymuje główny bohater. Z jej treści dowiaduje się, że jego matka zmarła. W związku z tym bierze urlop w pracy i udaje się do miejscowości Marengo, gdzie znajdował się przytułek dla osób starszych, w którym przebywała matka. Na miejscu przyjmuje go dyrektor ośrodka i prowadzi do kostnicy. Okazuje się, że pani Meursault trafiła do Marengo trzy lata wcześniej, ponieważ syn nie mógł zapewnić jej odpowiedniej opieki. Kobieta płakała przez kilka miesięcy, lecz mężczyzna uznał, że to tylko kwestia przyzwyczajenia i że podobnie wyglądałaby sytuacja, gdyby po latach chciał ją odebrać z ośrodków. Potem przestał ją odwiedzać z powodu płaczu oraz kosztów podróży.
W niewielkiej i jasnej sali kostnicy bohater spotyka pielęgniarkę, Arabkę, która następnie wychodzi z pomieszczenia. Po niej zjawia się dozorca i proponuje otwarcie trumny, aby Meursault mógł zobaczyć matkę po raz ostatni. Bohater nie decyduje się na to, sam jednak nie wie dlaczego. Dozorca zaczyna opowiadać historię swojego życia, stanowczo podkreślając swoją odmienność o od pensjonariuszy. Meursault nie przyjmuje zaproszenia na obiad, dlatego dozorca przynosi mu kawę z mlekiem. Informuje również, że w czuwaniu przy zwłokach wezmą udział przyjaciele zmarłej, gdyż taki nakazuje zwyczaj. Gdy dozorca krząta się po sali, ustawiając krzesła i przynosząc filiżanki, bohater zasypia. Budzi się dopiero, gdy do kostnicy wchodzą pensjonariusze.
Kobiety mają na sobie fartuchy, które podkreślają ich wzdęte brzuchy. Mężczyźni są chudzi i podpierają się laskami. W ich twarzach bohater nie dostrzega nawet oczu. Przybyli poruszają się tak cicho, że trudno uwierzyć, że istnieją. Najbardziej przeszkadza Meursaultowi kobieta, którą dozorca opisuje jako najbliższą przyjaciółkę zmarłej. Nieznajoma płacze, wydając krótkie, regularne okrzyki. Kiedy w końcu milknie, pojawia się coś jeszcze bardziej gorszego, czyli dźwięk mlaskania, wydawany przez starsze osoby ssące policzki. Po kolejnej kawie Meursault ponownie zasypia i budzi się dopiero, gdy inni opuszczają kostnicę. Każdy z nich ściska mu dłoń.
Następny dzień zapowiada się pięknie. Bohater czułby się dobrze, gdyby nie sprawa związana z matką. W pogrzebie uczestniczą on, dyrektor, pielęgniarka oraz Tomasz Peréz, czyli kolejny przyjaciel zmarłej. Kościół znajduje się trzy kwadranse drogi od przytułku, dlatego wszyscy biorą udział w kondukcie. Dyrektor kroczył z godnością, Peréz ciągle gdzieś znikał, by skrócić sobie drogę, gdyż tempo marszu jest dla niego zbyt szybkie. Meursault tracił chwilami ostrość zmysłów, ponieważ zmęczenie, zapach skóry, nawozu końskiego i kadzideł tworzyły mieszaninę, która przytępiła jego wzrok i myśli. Z pogrzebu zapamiętuje jedynie załzawione oczy Peréza i kolor ziemi spadającej na trumnę matki. Dokładnie pamięta natomiast radość z możliwości powrotu do domu.
Po powrocie do domu przypomniał sobie, że jest sobota. Zrozumiał, dlaczego szef raczej niechętnie zgodził się na jego urlop. Postanowił zatem pójść na basen, gdzie spotkał Marię Kardana. Spędzają razem czas w wodzie, a następnie mężczyzna zaprasza ją do kina. Choć wspomina jeszcze śmierć matki, szybko skupia się zamiast tego na igraszkach z Marią. Rano kobieta odchodzi, a bohater spędza niedzielę na paleniu papierosów, czytaniu gazet i obserwowaniu ludzi z balkonu. Wieczorem widzi w lustrze skrawek stołu i resztki chleba, myśli wtedy, że minęła kolejna niedziela, Jego matkę pochowano, wróci do pracy i w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło.
Następnego dnia Meursault wraca do pracy. W czasie przerwy obiadowej wybiera się z kolegą Emanuelem do Celestyna. Tym razem docierają tam ciężarówką, na którą wskakują po drodze. Po pracy Meursault spotyka sąsiada, Salamana, który od ośmiu lat znęca się nad swoim psem, a następnie widzi Rajmunda Sintesa. Rajmund zaprasza go na krwawą kiszkę i wino, prosi, by został jego przyjacielem, a potem opowiada historię dawnej kochanki. Utrzymywał ją, dopóki nie odkrył, że go oszukuje. Wtedy ją pobił, jednak potem uznał, że kara była niewystarczająca. Postanowił napisać list, w którym zerwie z nią, a jednocześnie sprawi, że ona wróci. Chciał się z nią przespać i splunąć jej w twarz. Nie potrafił jednak napisać odpowiedniego listu, więc poprosił Meursaulta o pomoc.
Do kolejnej soboty bohater pracuje, a w wolny dzień odwiedza go znów Maria. Jadą razem na plażę za Algier, a potem spędzają noc w mieszkaniu mężczyzny. Maria tym razem zostaje na niedzielny obiad. Wtedy słyszą krzyki dobiegające od Rajmunda. Okazuje się, że wróciła jego dawna partnerka. Gdy Rajmund splunął jej w twarz, ona go spoliczkowała, a on zaczął ją bić. Wezwano policjanta, który pomógł kobiecie. Po wyjściu Marii Meursault i Rajmund idą na koniak. Wracając, spotykają Salamana, któremu uciekł pies. Martwi się, że jeśli złapie go hycel, już go nie odzyska. Wieczorem z jego pokoju dobiega płacz.
Tego dnia Rajmund telefonuje do Meursaulta i zaprasza go wraz z Marią do swojego domku pod Algierem. Dodaje, że prawdziwym powodem telefonu jest prośba, by ostrzegł go, jeśli zauważy jakiegoś Araba przed domem, gdyż zapewne będzie to brat pobitej kobiety, który pragnie się zemścić. Meursault zgadza się na to. Wkrótce potem wzywa go szef. Bohater uważa, że dostanie reprymendę za rozmowę telefoniczną w pracy, ale okazuje się, że szef proponuje mu udział w nowym projekcie firmy i przeniesienie do biura w Paryżu, by tam prowadził interesy z dużymi przedsiębiorstwami. Meursault odpowiada, że oczywiście się zgadza, choć w rzeczywistości jest mu to obojętne.
Wieczorem Meursault spotkał się z Marią. Kobieta chciała wiedzieć, czy zamierza się z nią ożenić. Bohater odpowiedział, że tak, co skłoniło ją do kolejnego pytania, które dotyczy tego, czy to oznacza, że ją kocha. Meursault stwierdził, że to nie ma żadnego znaczenia, a na pewno jej nie kocha. Mimo tej odpowiedzi oboje postanowili wziąć ślub. Po rozmowie bohater udał się na obiad do Celestyna. Tam dosiadła się do niego dziwna kobieta, która natychmiast zamówiła posiłek, zjadła go szybko, a w przerwach pomiędzy daniami notowała coś w gazecie. Po skończonym posiłku wstała i wyszła bez słowa.
Po powrocie do domu Meursault spotkał Salamana. Sąsiad wciąż rozpaczał po zaginięciu psa. Nie znalazł go w schronisku, gdzie przekonano go, że zwierzę zapewne zostało rozjechane przez samochód. Opowiedział sąsiadowi swoją historię. Psa otrzymał od przyjaciela z warsztatu po śmierci żony. Zwierzę cierpiało na chorobę skóry, więc każdego dnia nacierał je lekarstwem w maści. Choć pies miał zły charakter, mężczyzna kochał go i nie wiedział, jak żyć po jego stracie.
Nadeszła niedziela, dzień zaplanowanej wyprawy do domku Rajmunda. Maria była podekscytowana, a Rajmund w świetnym nastroju, ponieważ dzień wcześniej Meursault złożył zeznanie na jego korzyść. Potwierdził, że kobieta, którą Rajmund pobił, sprowokowała go, dzięki czemu skończyło się jedynie na upomnieniu. W drodze na autobus podróżni zauważyli grupę Arabów stojących przy sklepowej witrynie. Ci spojrzeli na nich obojętnie i nie zareagowali. W końcu dotarli do Masona, przyjaciela Rajmunda, który okazał się człowiekiem serdecznym i gościnnym. Maria i Meursault spędzili poranek w wodzie.
Po obiedzie mężczyźni wybrali się na spacer plażą. Natknęli się na dwóch Arabów i doszło między nimi do bójki. W trakcie szamotaniny Rajmund został ugodzony nożem, po czym przeciwnicy się wycofali. Mason zaprowadził rannego do lekarza, który stwierdził, że obrażenia są powierzchowne. Po opatrzeniu Rajmund postanowił się przejść, lecz Meursault nalegał, by mu towarzyszyć. Doszli do skały, gdzie znów spotkali Arabów. Rajmund wyciągnął rewolwer i chciał strzelać. Zapytał Meursaulta, czy powinien to zrobić. Ten odparł, że lepiej walczyć bez broni, a jeśli przeciwnik użyje noża lub zachowa się niewłaściwie, wtedy on go zastrzeli. Arabowie nagle wycofali się za skały, a mężczyźni wrócili do domu.
Meursault odprowadził Rajmunda, lecz sam nie chciał wracać do kobiet, które płakały po wcześniejszym zajściu. Zdecydował się wrócić na plażę. Myślał jedynie o chłodnym źródełku ukrytym za skałą. Wtedy zauważył leżącego Araba. Chcąc uwolnić się od palącego słońca, zrobił krok w jego stronę. Nieznajomy wyciągnął nóż, a bohater poczuł, że pot spływa mu z czoła. Mężczyzna doznał zaćmienia zmysłów i nagle zacisnął rękę na rewolwerze. Spust ustąpił, nastąpił strzał, a potem bohater strzelił do ciała jeszcze cztery razy.
Meursaulta aresztowano. Spędził w więzieniu osiem dni, nim zaczęto interesować się jego sprawą. Dostał adwokata z urzędu, bo uważał, że jego sprawa jest tak prosta, iż obrońca nie jest mu potrzebny. Nazajutrz przybył do niego urzędnik. Okazało się, że przeprowadzono dochodzenie w Marengo, gdzie zebrano dowody jego beznamiętności podczas pogrzebu matki. Meursault odparł, że kochał mamę, lecz każda zdrowa istota życzy sobie mniej lub bardziej śmierci tych, których kocha. Adwokat był oburzony i zabronił mu tak mówić. Zaproponował, że w sądzie oświadczy, iż oskarżony panował nad uczuciami podczas pogrzebu, lecz Meursault odmówił, gdyż nie było to prawdą.
Niedługo potem zabrano go do prokuratora na przesłuchanie. Po raz kolejny Meursault opowiedział historię zabicia Araba. Męczyło go to, dzień był gorący, a muchy siadały mu na twarzy. Prokurator uwierzył w jego zeznanie i chciał pomóc. Jeden szczegół nie dawał mu jednak spokoju. Nie rozumiał, dlaczego Meursault odczekał po pierwszym strzale, zanim oddał cztery kolejne. Oskarżony milczał. Wówczas prokurator wyjął krucyfiks i mówił o wierze, o tym, że każdemu można wybaczyć, jeśli okaże skruchę. Powiedział, że Meursault musi oddać się Bogu, a to wystarczy. Oskarżony odparł, że nie wierzy w Boga, a to, co czuje, nie jest żalem, lecz przykrością.
Kolejne wizyty odbywały się już w obecności adwokata i polegały na precyzowaniu zeznań. Śledztwo ciągnęło się przez jedenaście miesięcy. Meursault czuł się już niemal jak rodzina śledczych. Najbardziej cieszył się, gdy sędzia klepał go po ramieniu i mówił, że “na dziś koniec, panie Antychryście”.
Z czasem Meursault poczuł się w więzieniu jak w domu. Stało się to w dniu, gdy otrzymał od Marii list, że nie może do niego przyjść, bo nie jest jego żoną. Wcześniejsze spotkanie z nią było dziwne, ponieważ salę odwiedzin wypełniali Arabowie, panował hałas, a Maria uśmiechała się nieustannie. Wizyta zakończyła się zatem szybko. Od tego momentu więzienie stało się domem Meursaulta. Najtrudniejsze były początki, gdy myślał jeszcze jak wolny człowiek. Po kilku miesiącach stał się już tylko więźniem. Najbardziej brakowało mu kobiet i papierosów. Zgodnie z dewizą matki, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, rzucił palenie i przestał myśleć o kobietach. Dni polegały na zabijaniu czasu, a najlepszym sposobem na to okazał się sen. Mężczyzna nauczył się spać od szesnastu do osiemnastu godzin, a pozostałe sześć spędzał na posiłkach, potrzebach fizjologicznych i lekturze historii Czecha znalezionej w sienniku.
Historia ta mówiła o człowieku, który wyjechał z czeskiej wioski, by dorobić się majątku. Po dwudziestu pięciu latach wrócił z żoną i dzieckiem. Matka i siostra nie rozpoznały go. Chcąc sprawić im niespodziankę, zatrzymał się w zajeździe, który one prowadziły. Wcześniej pochwalił się majątkiem. Kobiety zabiły go we śnie, okradły i wrzuciły ciało do studni. Następnego dnia żona zabitego wyjawiła prawdę. Matka powiesiła się, a siostra rzuciła do studni. Meursault czytał tę historię wielokrotnie. Sen, lektura i przemiany światła w mrok stanowiły jego nową rzeczywistość. Cały pobyt w więzieniu stał się dla niego jednym i tym samym dniem, jednym zadaniem do wypełnienia.
W czerwcu wyznaczono dzień procesu. Meursaulta przewieziono karetką do sądu. Sprawa przyciągnęła tłum ludzi i dziennikarzy. Zainteresowanie wynikało z dwóch powodów. Po procesie Meursaulta miano sądzić ojcobójcę, a latem nie działo się wiele sensacji. Oskarżony siedział między żandarmami i naprzeciw sędziów przysięgłych. Ich twarze wydawały mu się jednakowe. Miał wrażenie, jakby znalazł się w tramwaju, gdzie pasażerowie obserwują nowo przybyłego.
Proces rozpoczął się od losowania sędziów przysięgłych i odczytania aktu przesłuchania. Przedstawiono świadków, a następnie przesłuchano oskarżonego. Przewodniczący opisywał jego czyny, prosząc o potwierdzenie. Zapytał też o matkę i o to, czy Meursault specjalnie wrócił do źródła, by zabić Araba. Nastąpiła przerwa. Oskarżony pojechał do więzienia, zjadł coś i wrócił na salę rozpraw.
Pierwszym świadkiem był dyrektor przytułku. Zeznał, że matka skarżyła się na syna, choć takie skargi były zwyczajnie wśród pensjonariuszy. Powiedział, że zachowanie Meursaulta było dziwne. Nie chciał zobaczyć matki, nie płakał na pogrzebie, nawet nie wiedział, ile miała lat. Kolejnym świadkiem był dozorca, który zeznał, że oskarżony pił kawę z mlekiem i palił papierosy przy zwłokach. Sala była wzburzona. Następnie zeznawał Celestyn, przyjaciel Meursaulta. Mówił, że przyjacielowi przydarzyło się nieszczęście i chciał mu pomóc. Meursault po raz pierwszy poczuł chęć uścisku innego człowieka.
Następnie zeznawała Maria i pogorszyła całą sytuację. Musiała opowiedzieć, jak go poznała, i opisać dzień spotkania. Prokurator stwierdził, że dzień po śmierci matki Meursault poszedł na basen, nielegalnie zbliżył się z kobietą i poszedł do kina na komedię. Maria rozpłakała się, zmuszona do mówienia rzeczy sprzecznych z jej przekonaniami. Wyprowadzono ją z sali. Kolejne zeznania Salamana i Masona, świadczące o dobrym charakterze oskarżonego, nie zrobiły już większego wrażenia.
Ostatnim świadkiem był Rajmund. Powiedział, że Meursault jest niewinny. Prokurator dowiódł jednak, że jego zeznania nie mogą być wiążące, gdyż był przyjacielem oskarżonego, współuczestniczył w pobiciu siostry Araba i był sutenerem. Prokurator uznał, że Meursault zabił Araba, by zakończyć aferę obyczajową. Obrońca sprzeciwił się, mówiąc, że morderstwo i śmierć matki nie mają ze sobą nic wspólnego i że nie można oskarżać Meursaulta o to, iż “pogrzebał matkę ze spokojem zbrodniarza”. Stało się jasne, że sytuacja oskarżonego jest tragiczna.
Przemówienia prokuratora i obrońcy sprawiły, że Meursault uznał, iż wydarzenia toczą się poza nim. Wszystko działo się bez jego zaangażowania, inni decydowali o jego losie, nie pytając go nawet o zdanie. Podstawą rozumowania oskarżyciela było udowodnienie, że zbrodnię popełniono z premedytacją. W mowie prokuratora, jak zauważył sam oskarżony, widoczne były pozory prawdopodobieństwa. Przedstawiony przebieg zdarzeń był prosty i logiczny. Prokurator zarzucił Meursaultowi, że podczas całego procesu nie okazał skruchy, a jego dusza pozbawiona jest moralności. Więcej uwagi poświęcił obojętności oskarżonego podczas pogrzebu matki niż samemu zabójstwu Araba. Domagał się kary śmierci, twierdząc, że Meursault poprzez swoją obojętność moralnie zabił matkę i tym samym usunął się ze społeczności ludzkiej, podobnie jak ojcobójca, kolejny oskarżony.
Wreszcie oddano głos Meursaultowi. Przyznał on, że nie zamierzał zabić Araba, a całe zdarzenie było efektem mocnego słońca. Adwokat próbował dowieść, że w sprawie zbyt wiele uwagi poświęcono matce oskarżonego i ośrodkowi, w którym przebywała. Chciał udowodnić, że dusza Meursaulta nie jest pozbawiona cnót, lecz przeciwnie, jest on człowiekiem szlachetnym, mającym wielu przyjaciół i jest też szanowanym pracownikiem francuskiej firmy. Jednak jego mowa nie była tak przekonująca jak wystąpienie prokuratora. Sam Meursault odczuwał jedynie znudzenie, pragnął, by wszystko się skończyło i by mógł zasnąć.
Wyrok nadszedł po trzech kwadransach. Sędzia ogłosił, że uznaje Meursaulta za winnego i w imieniu narodu francuskiego skazuje go na śmierć przez ścięcie głowy.
Oskarżony odmawiał wizyty kapelana, gdyż nie wierzył w Boga i uważał ją za zbędną. Rozmyślał o sposobach zadawania śmierci i sposobach ucieczki. Zarzucał sobie, że wcześniej nie czytał specjalistycznych książek na ten temat. Przypomniał sobie słowa matki, która opowiadała, że jego ojciec przed egzekucją, którą oglądał, czuł mdłości, a następnego dnia wymiotował. Meursault zrozumiał, że śmierć to jedyna naprawdę ważna rzecz dla człowieka. Gdyby żył dalej, chodziłby na każdą egzekucję. W myślach układał reformę ustaw i uważał, że powinna istnieć substancja chemiczna, którą wstrzykiwano by skazanym, bo gilotyna jest zbyt banalna, a sprawę załatwia się tak ostatecznie. Porównywał jej dawny obraz z fotografią w gazecie. Dotąd sądził, że trzeba wejść po schodach, by na górze dokonało się ścięcie. Teraz zdał sobie sprawę, że urządzenie stoi na ziemi, pozbawione dawnego patosu. Wszystko odbywa się dyskretnie i precyzyjnie.
Meursault rozmyślał jeszcze o dwóch sprawach, czyli świcie i prośbie o ułaskawienie. Słuchał bicia własnego serca, nie mógł wyobrazić sobie, że ten dźwięk kiedyś ustanie. Noce wypełniało czekanie na świt, bo wiedział, że kaci nadchodzą o poranku. Nauczył się nie spać w nocy, nasłuchiwał kroków, a gdy nadchodził poranek, wiedział, że podarowano mu kolejne dwadzieścia cztery godziny. W dzień rozmyślał o ułaskawieniu. Rozważał dwie możliwości. Pierwsza dotyczyła odrzucenia ułaskawienia. Meursault próbował pogodzić się z myślą o tym, jednak gdy wyobrażał sobie, że zostało ono przyjęte, ogarniała go radość, a ciało wypełniał poryw krwi.
W takiej chwili, gdy po raz kolejny odrzucał możliwość ułaskawienia, odwiedził go kapelan. Meursault sądził, że to koniec, lecz duchowny oznajmił, że to jedynie przyjacielska wizyta. Oskarżony stwierdził, że nie wierzy w Boga, a rzeczy, o których gość chce mówić, zupełnie go nie interesują. Kapelan próbował nakłonić go do wyznania wiary. Meursault wpadł w furię, szarpał mężczyznę, przeklinał i krzyczał. Wierzył w to, że panował nad sytuacją tak, jak ona panowała nad nim.
Ten wybuch gniewu go oczyścił. Meursault zrozumiał, dlaczego jego matka przed śmiercią znalazła sobie przyjaciela, chciała bowiem zacząć wszystko od nowa. Meursault poczuł szczęście. Pragnął tylko wielu widzów swojej egzekucji.
Aktualizacja: 2025-10-07 09:56:08.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.