„Emeryt” to krótkie opowiadanie Brunona Schulza, zawarte w jego zbiorze „Sanatorium pod Klepsydrą”, opublikowanym w 1937 roku. Tekst przedstawia losy tytułowego emeryta, urzędnika, który po przejściu na emeryturę popada w izolację i rutynowe, bezcelowe życie. Opowiadanie porusza temat starości, samotności oraz poczucia wyobcowania, typowego dla twórczości Schulza. W obrazowaniu realizm łączy się tu z elementami surrealizmu. Schulz wykorzystuje motywy symboliczne i oniryczne, aby oddać atmosferę zagubienia i melancholii, z którą mierzy się główny bohater.
Spis treści
„Emeryt” należy do wczesnych utworów Schulza, powstał najprawdopodobniej w latach 20. XX wieku, gdy autor miał około trzydzieści lat. Pisarz zdecydował się jednak opublikować ten utwór dopiero w drugim tomie opowiadań pt. „Sanatorium pod Klepsydrą”, wydanym w 1937 roku. Dzieło to wyróżnia się na tle innych tekstów autora „Sklepów cynamonowych” tym, że obok rozbudowanych opisów pojawia się w nim wyraźnie zarysowana fabuła, a ponadto warstwa fantastyczna funkcjonuje w nim wraz z wymiarem realistycznym. Co więcej, w przeciwieństwie do większości opowiadań Schulza, narratorem w tym utworze jest tytułowy emeryt, będący jednocześnie głównym bohaterem, nie zaś Józef, syn Jakuba. Omawiany tekst, w opozycji do wielu innych dzieł z „Sanatorium pod Klepsydrą”, nie zawiera również bezpośrednio przedstawionych wspomnień z dzieciństwa pisarza. Jeśli się one pojawiają, to raczej nie wprost. Można postawić taką tezę, gdyż Schulz w jednym z listów do przyjaciółki, Romany Halpern, wyjawił, że w „Emerycie” przedstawił swoją wizję samotności, której się obawiał – a zwłaszcza związanego z nią stanu funkcjonowania na marginesie społeczeństwa i bycia niepotrzebnym. Stąd wydaje się, że w analizowanym opowiadaniu, które napisał przecież jako młody człowiek, dokonał on przeniesienia osobistych doświadczeń, związanych z poczuciem odosobnienia, na szersze zjawisko, jakim jest starość. Sposób przeżywania owej starości przez tytułowego bohatera opowiadania stanowi nadrzędny temat utworu.
Główny bohater opowiadania to tytułowy emeryt, pobierający świadczenie z uwagi na wykonywaną w przeszłości pracę radcy, zatrudniony niegdyś w urzędzie. Mężczyzna ten ma do siebie duży dystans, o czym świadczy to, że nie chce być postrzegany przez pryzmat swojej starości. Pragnie natomiast tego, aby ludzie widzieli w nim przede wszystkim drugiego człowieka. Po wycofaniu się z życia zawodowego starszy pan radca pozostaje wciąż aktywny, stąd chętnie odwiedza dawnych kolegów z urzędu i pomaga im w obowiązkach. Sprawia mu to wiele radości. Gdy z powodu zmiany naczelnika możliwości te się kończą, zaprzyjaźnia się z dziećmi, które chodzą do pobliskiej szkoły. Dowodzi to jego infantylizmu. Dzieci biorą go za rówieśnika. Z czasem emeryt utożsamia się z nimi tak bardzo, że postanawia zapisać się do szkoły. Również i to wskazuje na jego zdziecinnienie i podejmowanie decyzji nieadekwatnych do wieku, dowodzących wręcz zatracenia przez niego racjonalnego postrzegania rzeczywistości.
Dyrektor przyjmuje jego prośbę z aprobatą, choć opis towarzyszących temu okoliczności pełen jest ironii. Przyjmując dorosłego człowieka w swoim gabinecie, chcącego na nowo, po latach, doświadczyć procesu edukacji, czuje się doceniony za swoją pracę na rzecz młodzieży. Mocno zaangażowany w bliską mu rolę dziecka emeryt jawi się jako ktoś pozbawiony prostych umiejętności, na co wskazuje nieumiejętność rozwiązania łatwego zadania z tabliczki mnożenia, zadanego mu przez pryncypała. Po rozpoczęciu nauki szybko staje się po prostu jednym z wielu uczniów. Pilnie chłonie wiedzę, ale też, w sposób typowy dla małego chłopca, sprawia problemy wychowawcze, dokuczając jednemu z nauczycieli. Z czasem zaczyna nawet seplenić, nie boi się też doświadczania kar cielesnych ze strony dyrektora.
Pewnego dnia Wicek, jeden z kolegów radcy, przynosi do szkoły zabawkowego bąka, którego wprawia w ruch przed budynkiem, w którym odbywają się lekcje. Wszystkie dzieci są tym bardzo zaciekawione. W momencie tym emeryta porywa silny, jesienny wiatr. Unosi się on coraz wyżej na horyzoncie, aż w końcu znika. I nikt, mimo szczerych chęci, nie zdąża mu pomóc. Nauczyciel z kolei okazuje się obojętny i nakazuje skreślić radcę z listy uczniów. Finał losów radcy pozostaje niejasny. Ponieważ jednak śmierć w „Sanatorium pod Klepsydrą” nigdy nie jest zjawiskiem ostatecznym, można przypuszczać, że bohater ma szansę przetrwać.
Powrót emeryta do szkoły po latach zostaje przedstawiony przy pomocy groteski. Ta kategoria estetyczna przejawia się w opowiadaniu za sprawą kontrastu między powagą i autorytetem, z jakimi nieodmiennie kojarzy się starość, a infantylnym zachowaniem radcy, który w “jesieni życia” postanawia na nowo poddać się procesowi edukacji. Niestosowność tej ścieżki polega na tym, że etap szkolnej nauki w gronie dzieci zdecydowanie ma on już za sobą. W starości bohater nie dąży więc do poszerzania wiedzy czy rozwijania swoich zainteresowań, a do regresu w postaci uczenia się tego samego, co kiedyś, bez szans na powiększenie horyzontów. Podjęcie takiej decyzji wystawia go na śmieszność, niemniej dyrektor, jako przedstawiciel systemu szkolnictwa, czuje się przez niego doceniony i nie powstrzymuje mężczyzny przed przyjęciem kompromitującej go roli. Jest wprost przeciwnie – utwierdza go w jego przekonaniach. Choć na początku wszystko dzieje się po myśli emeryta, gdyż znika on „w szarej masie klasy” jako uczeń, jego koniec jest równie groteskowy jak sam pomysł starszego człowieka, by wrócić do szkoły. Gdy jeden z kolegów emeryta, Wicek, przynosi zabawkowego bąka i prezentuje go przed budynkiem, gdzie odbywają się lekcje, radcę porywa silny, jesienny wiatr i nikt nie jest w stanie chwycić go na czas. Groteskowość tej sceny polega na tym, że bohater znajduje się w tragicznej sytuacji, która kontrastuje z beztroską atmosferą dziecięcej zabawy. Nauczyciel, na przekór obowiązkom wynikającym z bycia pedagogiem, dowiedziawszy się o tym zdarzeniu, pozostaje obojętny i nakazuje skreślić radcę z listy uczniów. Jego beznamiętność może wynikać z tego, że nie czuje się on odpowiedzialny za los dorosłego mężczyzny. Staruszek z czasem niknie na horyzoncie i jego dalsze losy nie są jasne, można jednak wyrażać nadzieję na to, że przetrwa, jako że śmierć w „Sanatorium pod Klepsydrą” nigdy nie jest ostatecznym zjawiskiem.
Jednym z ważnych postulatów charakteryzujących twórczość Schulza było opisane w liście do Andrzeja Pleśniewicza pojęcie „dojrzałości dzieciństwa”. Według niego warto wracać myślami i wyobraźnią do najmłodszych lat, które dzięki doświadczeniu zdobytemu w późniejszym życiu można zinterpretować i przeżyć na nowo, nadając mu odmienny niż za pierwszym razem sens. Takie podejście do dzieciństwa jest jednak całkowicie obce emerytowi. Nie chce on odkrywać tego czasu z wykorzystaniem swojego wykształcenia i świadomości kulturowej, w zamian decydując się na swoistą degradację, zasadzającą się na infantylnym powrocie do dziecięcej tożsamości. Stąd można dojść do wniosku, że w przyjętej postawie prezentuje on odwróconą „dojrzałość dzieciństwa”.
Status ontologiczny emeryta, czyli to, na jakich zasadach funkcjonuje on w otaczającym go świecie, pozostaje niejasny. Raz, w towarzystwie kolegów z pracy, jawi się on jako duch. Kiedy indziej wspomina, że „jest pasażerem lekkiej wagi”, że „dawno przestał zagrzewać miejsce pod sobą” czy że chce „uniknąć rozprószenia”. Wyraźnie pragnie także dotyku ludzi, zarówno tego przyjaznego, jak i – co zaskakujące – tego wrogiego, związanego z przemocą fizyczną. To zaś z kolei świadczy o jego potrzebie doznawania cielesności. Wszystkie formy materialnego istnienia emeryta w świecie opowiadania wzajemnie się przenikają, a dla porządku wśród nich można wymienić trzy: bycie duchem, fizyczność w zaniku i w pełni cielesną postać. Ta ostatnia ponadto jest jeszcze wzbogacona o przeobrażenie się staruszka w małego chłopca. Funkcjonowanie emeryta w świecie przedstawionym na niejasnych zasadach buduje fantastyczną warstwę opowiadania. Taka kreacja rzeczywistości - absurdalnej, surrealistycznej, fantastycznej - staje się pomysłem artystycznym scalającym cały utwór, jednocześnie rozbudowując wizję starości rozumianą jako zanik fizycznej formy. W momencie, gdy bohatera porywa wiatr, zanikająca cielesność okazuje się dominującą cechą emeryta. Zjawisko takie rzeczywiście istnieje w realnym świecie – starsi ludzie często wskutek przygarbienia wydają się mniejsi, tracą kontrolę nad swoim organizmem, a niektóre ich narządy ulegają atrofii. Niekiedy także stają się infantylni, co także można dostrzec w wyglądzie. Wówczas mogą świadczyć o tym ich gesty czy mimika. Autor „Sanatorium pod Klepsydrą”, na podstawie tych faktów buduje swoją fantastyczną wizję przebiegającej na różnych płaszczyznach atrofii. Koncepcja labilnej w znaczeniu materialnym starości współgra z podejściem Schulza do materii, która według niego nieustannie podlega przemianom.
Nadrzędnym tematem „Emeryta” są różne oblicza starości. Schulz stawia w opowiadaniu pytanie dotyczące tego, jak godnie doświadczać jesieni życia – i nie udziela w związku z tym żadnej jednoznacznej odpowiedzi, pozwalając czytelnikowi na samodzielne jej sformułowanie. Starość emeryta staje się przede wszystkim naturalnym etapem zwieńczającym życie, który trzeba zaakceptować. Walka z nim nie jest skuteczna ani nawet możliwa, gdyż wpisane w ludzką egzystencję prawa nie mogą zostać zmienione. Pisarz staje się przy tym daleki od kategoryzacji ludzi pod względem wieku. Pokazuje, że różne pokolenia mogą żyć ze sobą w symbiozie. Choć schulzowski emeryt deklaruje, że akceptuje własny stan i dzieli się przy tym z czytelnikiem swoją mądrością, w miarę upływu czasu i jego postępującego dziwaczenia, staje się daleki od wprowadzania w życie formułowanych poglądów. O jego braku zgody na starość świadczą infantylne zachowania, niestosowne zabawy z dziećmi, a w końcu przyjęcie roli ucznia pierwszej klasy. Wszystkie te działania czynią emeryta śmiesznym i tragicznym, przyspieszając jego klęskę wywołaną wpływami sił natury. Tymczasem „dojrzałość dzieciństwa” powinna obligować go do czerpania tego, co najlepsze z jesieni życia, czyli doświadczenia – i wykorzystania go do wspierania młodszych oraz przeżycia przy tym własnego dzieciństwa i młodości na nowo.
Opowiadanie pt. „Emeryt” należy do wczesnych utworów Brunona Schulza. Powstało najprawdopodobniej w latach 20. XX wieku, na długo przed wydaniem „Sklepów cynamonowych”. Później zostało włączone do tomu „Sanatorium pod Klepsydrą”, opublikowanego w 1937 roku. Utwór ten wyszedł zatem spod pióra około trzydziestoletniego pisarza. Za jego nadrzędny temat należy uznać starość, a ściśle rzecz biorąc, doświadczanie jesieni życia przez tytułowego pana radcę. W przeciwieństwie do wielu innych opowiadań autora „Sklepów cynamonowych” dzieło charakteryzuje się wyraźną fabułą, funkcjonującą obok warstwy opisowo-refleksyjnej. Ponadto obecne są w nim wątki realistyczne – niezależnie od wymiaru fantastyczno-symbolicznego świata przedstawionego. Tytułowy emeryt pełni funkcję głównego bohatera i narratora. Na tę informację warto zwrócić szczególną uwagę, gdyż w większości opowiadań Schulza bohaterem-narratorem jest Józef, syn Jakuba. Przeważająca część utworów należących do „Sanatorium pod Klepsydrą”, podobnie jak w przypadku „Sklepów cynamonowych”, ma charakter jego wspomnień z dzieciństwa. „Emeryt” natomiast obrazuje historię uzupełniającą zasadnicze treści opowiadań. Niezależnie od tego, można przypuszczać, że pisarz z Drohobycza wykorzystał w omawianym tekście swoje przeżycia z lat nauki, o czym świadczy chociażby przedstawiony przez niego opis szkoły i okolicy, spójny ze światem przedstawionym tomu „Sanatorium pod Klepsydrą”. Schulz tak odnosił się do analizowanego opowiadania w liście do Romany Halpern: „Mam ludzką obawę przed samotnością, przed tą jałowizną życia niepotrzebnego i zamarginesowego, którą chciałem oddać w Emerycie”. Stąd można przypuszczać, że chcąc przedstawić własne poczucie odosobnienia, dokonał jego ekstrapolacji na pokrewne zjawisko, jakim jest starość – znana mu w czasie powstania utworu nie z autopsji, a za sprawą doświadczeń bliskich, zwłaszcza ojca. Warto w tym miejscu dodać, że sam Schulz zginął tragicznie w wieku pięćdziesięciu lat, kilkanaście lat po napisaniu „Emeryta”, nie dożył więc jesieni życia.
Bohater jest emerytowanym radcą, w czasie swojego zawodowego życia pracował w urzędzie. Najprawdopodobniej ma na imię Szymon, jednak wskazująca na to wzmianka pojawia się w opowiadaniu tylko raz – gdy rówieśnicy zwracają się do niego zdrobnieniem „Szymcio”. Tytuł opowiadania akcentuje jego status społeczny, czyli bycie emerytem. Należy podkreślić, że historia wypłacania emerytur, zarówno w Polsce, jak i w wielu innych krajach na świecie, jest zaskakująco krótka. W przypadku naszego państwa geneza tego świadczenia sięga lat 20. i 30. XX wieku. Pobieranie emerytury przez starszych ludzi w czasach autora „Sanatorium pod Klepsydrą” było więc całkowicie nowym zjawiskiem. Wtedy stopniowo zaczęło ono ograniczać rolę dzieci i rodziny osób starszych w finansowym wspieraniu ich podczas jesieni życia.
Schulzowski bohater przedstawiony jest jako ktoś posunięty w latach, choć z dzisiejszej perspektywy zapewne oceniono by, że to raczej osoba w średnim wieku. Z kontekstu opowiadania wynika, że najpewniej ma około pięćdziesiąt siedem lat. Stając się na nowo uczniem, stwierdza bowiem, że doświadcza tego samego, co przed połową wieku, idąc po raz pierwszy do szkoły wraz z matką. Na emeryturę najwyraźniej przeszedł dość wcześnie, korzystając z przywilejów, jakie w jego czasach mieli pracownicy państwowych instytucji.
Mężczyzna postrzega swoją starość jako coś naturalnego, nie chce być pod tym względem kategoryzowany, nie oczekuje też uprzywilejowanego traktowania. Sprzeciwia się sztucznym podziałom pokoleniowym między ludźmi. Choć przekonuje, że w pełni akceptuje swój stan, wydaje się, że stawiając sprawę w ten sposób, nie jest szczery sam ze sobą, co znamionuje jego późniejsza chęć powrotu do dzieciństwa za wszelką cenę. W wykonaniu bohatera próba zrealizowania tej idei staje się krokiem desperackim, wzbudzającym politowanie. Mężczyzna doświadcza cierpienia związanego z wycofaniem z życia zawodowego i całkowitą zmianą codziennego funkcjonowania, choć okoliczności te opisuje z ciepłą ironią. Także doznawane przez niego zanikanie cielesnej formy w wymiarze symbolicznym może stanowić wyraz tego, że będąc na emeryturze, coraz mniej znaczy wśród otaczających go ludzi, w pełni aktywnych życiowo.
Chce być potrzebny i smuci się, gdy ludzie przypominają mu na każdym kroku, że wypadł już z głównego nurtu istnienia, choć sytuacje takie opisuje z życzliwą ironią. Notabene, ironia odgrywa ważną rolę w jego narracji, neutralizując wydźwięk wypowiedzi, które bez wykorzystania tego rodzaju środków estetycznych niejednokrotnie mogłyby brzmieć przejmująco. Chcąc zaprzeczyć stereotypowi doświadczania starości, utożsamianej z negatywnym stosunkiem do życia czy z biernością, chętnie służy pomocą dawnym kolegom z urzędu, zastępując ich w pracy. Ci są mu bardzo przychylni, traktując go z ciepłym poczuciem humoru i pobłażliwą ironią, dobrze wpisującymi się we wrażliwość radcy. Dzięki tym spotkaniom emeryt czuje się podniesiony na duchu, zwykle jednak tylko na jakiś czas, co niesie za sobą potrzebę kolejnych kontaktów.
Bohater marzy też o realizowaniu się w prostych, lecz potrzebnych społecznie zawodach – chciałby roznosić pieczywo, montować sieci elektryczne, pobierać opłaty, pracować jako kominiarz… W pragnieniach tych zawiera się znamienny dla filozofii twórczości Schulza zabieg „mityzacji rzeczywistości”, polegający na dopatrywaniu się głębszego znaczenia w zwykłych czynnościach. Emeryt zdaje sobie jednak sprawę z tego, że wprowadzenie w życie jego marzeń nie jest realne. Gdy możliwości wspierania znajomych w dawnym miejscu pracy kończą się z powodu zmiany naczelnika, mężczyzna dziwaczeje i dziecinnieje. Najpierw zaprzyjaźnia się z młodymi ludźmi, którzy niezorientowani jeszcze w istniejących podziałach społecznych traktują go jak rówieśnika. Sytuacja ta może też wynikać z tego, że na starość radca – w rezultacie infantylizacji – upodabnia się w zachowaniu do dziecka, przy czym za sprawą starczej atrofii zjawisko to w pewnym stopniu może także dotyczyć jego wyglądu. Nowa rola w interakcji z innymi daje mu niezwykle ważne dla niego poczucie przynależności, stwarzając perspektywę ponownego przeżycia przygód typowych dla dzieciństwa oraz związanego z nim odkrywania świata.
Nie na tym jednak koniec, bo bohater postanawia zapisać się do szkoły, by wtórnie doświadczyć procesu edukacji. Dyrektor przyjmuje jego prośbę z uznaniem, choć decyzję mężczyzny komentuje ironicznie. Radca wczuwa się w bycie uczniem tak mocno, że zapomina podstawowych informacji o świecie, a jego umysł jawi się jako „tabula rasa”. Będąc adeptem w szkole powszechnej, jest pilny i koleżeński. Nie stroni też od typowo dziecięcych zachowań, takich jak płatanie figli. Z czasem zaczyna nawet seplenić. Chętnie zostaje po lekcjach w budynku szkoły i bawi się w niej z kolegami. Nie jest mu jednak dane spędzić w ten sposób zbyt dużo czasu. Gdy w mieście panuje wichura, jego kolega, Wicek, dostaje nową zabawkę, wirującego bąka, i prezentuje go innym uczniom przed budynkiem, w którym odbywają się zajęcia. W chwili nieuwagi młodzieży emeryta porywa wiatr i nikt spośród dzieci, mimo szczerych chęci, nie zdąża mu pomóc. Nauczyciel zaś, dowiedziawszy się o tym tragicznym zdarzeniu, pozostaje obojętny i mówi o konieczności skreślenia radcy z listy pierwszoklasistów.
Za kategorię estetyczną służącą w opisaniu powrotu emeryta do szkoły należy uznać groteskę. Przejawia się ona w oparciu fabuły opowiadania na sprzecznych elementach: powaga i mądrość, z jakimi kojarzy się starość, zostaje połączona z rolą ucznia, nieposiadającego żadnej wiedzy o świecie, i z byciem dzieckiem. Powrót do szkoły emerytowanego pana radcy buduje fantastyczno-symboliczną warstwę opowiadania, gdyż w realnym świecie taka sytuacja nie mogłaby się zdarzyć. Godnym przywołania utworem z podobnego czasu, podejmującym pokrewną tematykę jest „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza. Mimo ewidentnych zbieżności „Emeryt” różni się zasadniczo od dzieła autora „Pamiętnika z okresu dojrzewania”. O ile schulzowski pan radca wraca do szkoły z własnej inicjatywy, o tyle Józio z „Ferdydurke” odbiera tę samą sytuację jako zmuszenie go do przyjęcia nieakceptowanej przez niego tożsamości.
Po początkowym okresie powodzenia bohater „Emeryta” ponosi druzgocącą klęskę. Niespodziewanie, w atmosferze dziecięcej zabawy polegającej na wprawieniu w ruch zabawkowego bąka przez Wicka, porywa go bowiem przerażająco silny wiatr, co w sposób natychmiastowy eliminuje go ze społeczności uczniów. Dramatyzm ukazanej sceny potęguje to, że rozgrywa się ona w pobliżu szkoły, która powinna kojarzyć się z bezpieczeństwem. Jej groteskowość zasadza się na kontraście między miłym spędzaniem czasu przez dzieci a tragedią, jaka się wydarza, wynikającą z niemożliwych do pokonania sił przyrody.
Wiatr, zgodnie ze znaczeniami opisanymi w „Słowniku symboli” Władysława Kopalińskiego, symbolizować może przemijanie życia radcy, a także jego nicość i zmienność. Co ciekawe, podobnie jak w tytułowym opowiadaniu tomu „Sanatorium pod Klepsydrą” niejasny jest los Jakuba, także i tutaj finał biografii urzędnika pozostaje nieznany. Ponieważ w twórczości Schulza śmierć nigdy nie jest zjawiskiem ostatecznym, można przypuszczać, że bohater, nieakceptujący perspektywy odejścia ze świata żywych, ma szansę na kontynuowanie swojego istnienia w innej formie. Porwanie radcy przez wiatr można interpretować jako ingerencję w jego los niemożliwych do ujarzmienia praw natury. Wskutek udziału w tym zdarzeniu siły wyższej przekonuje się on o tym, że każdy etap egzystencji charakteryzuje się właściwymi dla niego doświadczeniami i nie sposób od tego uciec.
Emeryt usiłował wrócić do dzieciństwa w nieadekwatnej dla siebie formie – plasując się wśród najmłodszych. W działaniu tym można dopatrywać się typowego dla późnego wieku zatracenia racjonalnego postrzegania rzeczywistości, co może być symptomem rozmaitych jednostek chorobowych. Chęć doświadczenia procesu powrotu do dzieciństwa za wszelką cenę uczyniła go zarazem śmiesznym i tragicznym. Pozostaje on w swojej postawie daleki od ideału „dojrzałości dzieciństwa” opisanego przez Schulza w liście do Andrzeja Pleśniewicza. Zgodnie z nim, w dorosłym życiu należy czerpać to, co najlepsze z wieloletniego ukształtowania psychicznego z równoczesnym zachowaniem pamięci o młodych latach, które to lata, dzięki późniejszej praktyce życiowej i świadomości kulturowej, można na tej drodze na nowo zinterpretować. Tymczasem emeryt całkowicie odrzuca swoją tożsamość i usiłuje wrócić do dzieciństwa, nie wykorzystując zdobywanej przez dekady wiedzy. Toteż jego postawę można określić mianem odwróconej „dojrzałości dzieciństwa”.
Wraz z pierwszymi zdaniami opowiadania można dojść do wniosku, że status ontologiczny bohatera jest niejasny. W wielu sytuacjach jawi się on jako fizycznie istniejąca postać, jednak niezależnie od tego w „Emerycie” odnajdujemy sporo fragmentów, które temu zaprzeczają bądź przynajmniej nasuwają w związku z tym wątpliwości. Urzędnik funkcjonuje w świecie przedstawionym na poły realistycznie, na poły fantastycznie. Takie ukształtowanie jego postaci staje się ważnym środkiem artystycznym spajającym utwór. Już na początku zwraca się on do odbiorcy następującymi słowami, próbując zapracować na jego życzliwość: „Czytelnik zrozumie, że nie mogę być zbyt wyraźny. Moja forma egzystencji zdana jest w wysokim stopniu na domyślność, wymaga pod tym względem wiele dobrej woli”.
I tak np. gdy radca odwiedza kolegów z urzędu, ci nie zauważają go, a jedynie słyszą i wyczuwają jego obecność. Zbliża to mężczyznę do ducha unoszącego się w powietrzu, który to z kolei – według znaczeń zawartych w „Słowniku symboli” Władysława Kopalińskiego – symbolizować może bezcielesność. Takie funkcjonowanie radcy potwierdza też, że „dawno przestał już zagrzewać miejsce pod sobą”, co wskazuje na to, że jego ciało nie wydziela ciepła. Ponadto określa się np. mianem „pasażera lekkiej wagi”, co pozwala wyobrażać go sobie jako kogoś, kogo fizyczna struktura zanika. Zapewne właśnie z tego powodu w zachowaniach bohatera uwagę zwraca jego pragnienie doświadczenia własnej cielesności oraz dotyku innych ludzi – w dodatku w najbardziej zwyczajnych sytuacjach.
Dla przykładu, opisując swoją wizytę u kolegów z pracy, radca wyjawia: „[…] ten bezceremonialny chwyt za ramię sprawia mi dziwną ulgę”. Docenia on więc nawet tak drobne gesty, jak poufałe dotknięcie przez innych jego ciała, które dla większości ludzi nie jest czynnością o głębszym sensie. Kiedy indziej w kontekście tej samej sytuacji stwierdza: „Przyjemnie jest być potrąconym […] po koleżeńsku przez współpracujących. […] Zahacza się człowiek o kogoś, zaczepia swą bezdomność i nicość o coś żywego i ciepłego. Ten drugi odchodzi i nie czuje mego ciężaru, nie zauważa, że mnie niesie na sobie, że pasożytuję chwilę na jego życiu…”. Zanikająca materia jego ciała, aby dalej funkcjonować, potrzebuje podtrzymywania przez energię ludzi w pełni sił. Stąd metafora pasożytowania na istnieniu innych, choć w gruncie rzeczy starszy pan radca niczego im nie odbiera. W kilku sytuacjach emeryt pokazuje, że nie boi się przemocy fizycznej, co dowodzi tego, że chce doznać własnej cielesności za wszelką cenę, nawet jeśli miałoby się z tym wiązać cierpienie. Dlatego nie obraża się, a wprost przeciwnie – cieszy się, gdy zostaje uderzony przez dzieci w pierś. W rozmowie z dyrektorem zaś podkreśla, że nie boi się kar fizycznych, a postawie swej daje świadectwo, gdy w rezultacie jednego z przewinień trafia do gabinetu pryncypała.
Na fizyczność bohatera należy równocześnie spoglądać przez pryzmat jego starości, która w doświadczeniu wielu ludzi jest tożsama z atrofią, czyli zmniejszaniem się rozmiarów ciała. Tak oto opisuje on własną sylwetkę: „Mój wzrost znajduje się od dawna w zaniku. Twarz moja, rozluźniona i zwiotczała, przybrała pozór dziecinnej”. Rzeczywiście starsi ludzie za sprawą przygarbienia niejednokrotnie wyglądają na niższych, a wskutek infantylizacji ich twarze nabierają dziecięcych rysów. W opisie bohatera zjawisko to przybiera spotęgowaną formę, eksponującą jego przeobrażenie się w małego chłopca. Z tym, rzecz jasna, współgra obraz rozprzężenia fizycznej postaci mężczyzny, właściwej dla starości, która znajduje się w fazie stopniowej dematerializacji. Stąd zapewne, jak mówi emeryt, chce on „uniknąć rozprószenia”, co odnosi się do jego lęku przed właściwym późnemu wiekowi marnieniem cielesności. Owe zjawisko potwierdza także to, że zostaje porwany przez wiatr. Zaprezentowana wizja fizyczności jest niejednoznaczna i oscyluje między pełnoprawną cielesną formą a zanikaniem – częściowym lub całkowitym. Jej niestabilność i nieustanne przechodzenie pomiędzy różnymi powłokami wskazuje na to, że bohater walczy ze swoją starością i nie chce umierać. Taka kreacja postaci współgra jednocześnie z koncepcją materii Schulza, która podlega nieustannym przemianom i nigdy nie przyjmuje stałej formy.
Problematykę „Emeryta” wyznacza przedstawione w opowiadaniu zjawisko starości. Schulz pośrednio formułuje w nim pytanie, jak godnie doświadczać jesieni życia. Gdy autor „Sanatorium pod Klepsydrą” napisał „Emeryta”, miał około trzydzieści lat, zjawisko starości nie było mu więc znane z własnych doświadczeń, a raczej z obserwacji otoczenia. Utwór ten, w przeciwieństwie do wielu innych opowiadań Schulza, nie zawiera wspomnień z dzieciństwa. Jeśli mamy tu z nimi do czynienia, to raczej nie wprost. Sam autor „Sklepów cynamonowych” w liście do Romany Halpern wyjawił, że w „Emerycie” przedstawił zjawisko samotności, której sam się obawiał, stąd można sformułować tezę, że w omawianym opowiadaniu dokonał jego ekstrapolacji na zagadnienie starości. Schulz, zabierając więc głos na temat jesieni życia, próbuje zrozumieć jedno z podstawowych doświadczeń w egzystencji człowieka. W czasach autora „Sanatorium pod Klepsydrą” powszechne dziś zjawiska, takie jak np. pobieranie emerytury, coraz większa liczba starszych ludzi w społeczeństwie czy starość wyeksponowana publicznie, funkcjonowały dopiero w zalążku. Z jednej strony wynikało to z dopiero co powstającego systemu emerytalnego, który stanowił wielkie novum w czasach przedwojennych. Z drugiej zaś, począwszy od tego okresu, coraz większa liczba ludzi zaczęła dożywać późnych lat. Schulz zobrazował więc problem starzejącego się społeczeństwa, w jego czasach dostrzegalny tylko przez najwnikliwszych obserwatorów, a dziś składający się na jeden z ważniejszych tematów i zarazem wyzwań dla współczesnego świata. Pisarz, stawiając pytanie, jak godnie doświadczać jesieni życia, nie udziela na nie żadnej jednoznacznej odpowiedzi. Dąży natomiast do wielostronnego zaprezentowania tego zjawiska, czyniąc to w taki sposób, aby w związku z nim czytelnik zajął własne stanowisko. Stąd widzimy emeryta jako człowieka obdarzonego głęboką mądrością i cennym, pomocnym innym doświadczeniem zawodowym oraz życiowym, a kiedy indziej jako kogoś zdziwaczałego, wzbudzającego litość w swoich infantylnych zachowaniach, nieakceptującego starości. Wszystkie wymiary jego funkcjonowania spaja starcza atrofia, ukazana jako zaburzenie fizycznej formy istnienia emeryta. Ważnym wnioskiem wyłaniającym się z opowiadania pozostaje również to, że starość nie jest tu tematem tabu, lecz zwykłym, ludzkim doświadczeniem, o jakim trzeba rozmawiać, a także to, że człowiek w jesieni życia nie powinien być postrzegany wyłącznie przez pryzmat swojego wieku.
Aktualizacja: 2025-04-04 13:55:55.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.