Każda mała dziewczynka marzy, by zostać księżniczką. Brzmi to doskonale i kreuje wspaniałe perspektywy na przyszłość. Niekończące się bogactwo, brak obowiązków i możliwość władzy sprawiają, że wizja królewskiego pochodzenia jest naprawdę kusząca. Jednak obraz idealnego, książęcego życia znamy jedynie z bajek czy książek dla dzieci. W rzeczywistości, nie jest to wcale takie proste, jak się wydaje.
„Król Maciuś Pierwszy” to książka Janusza Korczaka, opowiadająca o losach Maciusia – małego chłopca, który po śmierci ojca zostaje królem. Początkowo wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a Maciuś przeżywa wspaniałe przygody, jako młody władca. Mogło by się zdawać, że „Król Maciuś Pierwszy” to lekka opowieść dla najmłodszych, jednak to właśnie ta lektura uświadomiła mi, że niekoniecznie chciałabym pochodzić z królewskiej rodziny.
Bycie władcą to ogromna odpowiedzialność za siebie, poddanych oraz całe państwo. Wydawać by się mogło, że jako królowa mogłabym wprowadzać takie prawa, jakie tylko zapragnę. To nieprawda, ponieważ dobry władca nie może rządzić według siebie i swojego uznania. Obowiązkiem króla jest dbać o dobrobyt obywateli, nawet kosztem samego siebie. To poddani są najważniejsi, ponieważ oni tworzą państwo. Król i jego doradcy są na samym końcu.
Dworska etykieta, która nakazuje bycie dostojnym, miłym i poważnym również nie jest dla mnie. Nie wyobrażam sobie, że jako dziecko mogłabym żyć bez zabawy i przyjaciół. Musiałabym się uczyć wielu dodatkowych rzeczy, przestrzegać wszystkich zasad i nigdy nie zaznałabym zwykłego, prostego życia, jakie mają poddani. Jako córka króla, musiałabym pamiętać, że niedługo to ja mogę objąć tron i od najmłodszych lat byłabym przygotowywana do tej roli. Wydaje mi się to nużące i trudne, ale przede wszystkim irytujące.
Dodatkowym minusem byłoby to, że nigdy nie mogłabym być sama. Wszędzie chadzali by za mną ochroniarze lub opiekunowie, których zadaniem byłoby pilnowanie, żeby nic mi się nie stało i nikt mnie nie skrzywdził. Moja prywatność, którą bardzo sobie cenię, zostałaby ograniczona do minimum. Myślę, że mogłoby to być bardzo uciążliwe.
Maciuś objął władzę w bardzo młodym wieku, krótko po śmierci ojca. Chociaż krajem faktycznie rządzili ministrowie, ponieważ chłopiec był jeszcze za mały, to cała odpowiedzialność i decyzyjność była po stronie władcy. Musiało to być bardzo obciążające psychicznie dla tak młodego dziecka, które jeszcze nie rozumiało świata i mechanizmów nim rządzących. Trudno w młodym wieku rozporządzać krajowym budżetem czy decydować o przyszłości poddanych. Podejmowanie decyzji, które byłyby dobre dla wszystkich, jest trudne i wymaga wielu poświęceń, godzin myślenia i martwienia się, czy na pewno dane prawo jest odpowiednie.
Jednak najgorszą moją obawą byłyby relacje z sąsiadami. Bałabym się wojny, ponieważ to jedna z niewielu rzeczy, na którą władca ma władzę. Nie można nikogo zmusić do zaprzestania działań wojennych, a jedynie zaproponować pokój, który niekoniecznie musi zostać respektowany i przyjęty. Sojusze, konflikty, obawa przed najazdem wroga spędzałaby mi sen z powiek i przed snem myślałabym, czy moje działania nie urażają w jakiś sposób sąsiadów. Nie wiem, jak poradziłabym sobie z ewentualnym konfliktem, czy potrafiłabym być dobrym strategiem i dowódcą. Bałabym się popełnić jakikolwiek błąd, ponieważ wiem, że mógłby on doprowadzić do tragedii.
Bycie dzieckiem władcy wydaje się być naprawdę ciekawe, kiedy czyta się o tym w bajkach. Jednak w rzeczywistości nie jest to takie przyjemne. Całe życie podporządkowane objęciu władzy sprawia wrażenie przytłaczającego i nużącego, a przede wszystkim trudnego dla dziecka, które przecież chciałoby chociaż przez chwilę być, jak rówieśnicy.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:00.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.