Odegnać ziemskie szczęście, stłumić wszystkie żądze,
Odegnać zdradnych druhów, szych odrzucić złudny,
Od kochanki się wykraść potajemnie, cicho,
Od kochanki, co żarem rudo-złotych włosów
Otulała mi w noce bezsenne pierś smagłą
I kłamała mi miłość! Odegnać precz wszystko
I paść na dywan świeżych, zroszonych fiołków,
Ciągnący się gdzieś w bezmiar daleko, daleko,
Paść nago w letni ranek, słońcem rozzłocony,
I zanurzyć się twarzą w srebro ros i w kwiaty,
Dyszące upojeniem, szczęściem, szałem woni!
Paść w świeżą zamieć kwiatów i czołgać się wężem
Wśród liści i wśród płatków wiośnianych i miękkich
I czuć rozkosz stapiania się z wonią i kwiatem,
I czuć rozkosz stapiania się z wieńcem obłoków,
Prujących śnieżną bielą błękitny skraw nieba!
Paść na świeże fiołki, na rzeźki dech rosy
I dotąd się w niej tarzać i pławić, dopóki
Wszystkich win się nie zmyje, wszystkich skaz i grzechów,
Które życie mi zdradnie wtłoczyło do serca,
By je zniszczyć w zaraniu, zakrwawić i złamać
I uczynić podobnem sercom, które nigdy
Nie pragnęły wyzwolin z kręgów zaślepienia
I nigdy nie pragnęły swobody i lotu
Ku gwiezdnym dalom!... Paść na świeże kwiaty
I opasać się liśćmi, owiać tchnieniem rosy
I rzucić ludziom okrzyk: O, nikczemni kłamcy!
A potem zaraz umrzeć, oszaleć wśród woni!