Zabrałem niebu wszystkie barwy tęczy,
Wszystkie szkarłatno-złociste zachody,
Zebrałem wszystkie włókna mgły pajęczej
Z nad mojej rzeki, z nad szemrzącej wody.
Zabrałem nocy wszystkie jej przepychy,
Wszystkie tęsknoty i wszystkie zadumy,
Słodycze kwiatów i liści szept cichy
I moich lasów roztęsknione szumy.
I smęt bezbrzeżnej zabrałem równiny,
Gdy nad nią gwiazdy warkocz swój rozprzędą
I modre cisze wieczornej godziny
Z jej westchnieniami i złotą legendą.
Zabrałem wszystkie czary i uroki,
O jakich serce w snach najśmielszych nie śni
Z kniej, które spokój zobłędnił głęboki,
Odgłosy jezior, dróg rozstajnych pieśni.
A później barwy, szumy te i wonie
Splotłem w girlandę i w wian migotliwy, —
Niech mi wonieje, niech drga, niech mi płonie,
Niech mi nawiewa młodości porywy.
Niechaj mnie pieści, kołysze, kolebie,
Niech mi do serca wiosny rzuca świeże,
Gdy życie wszystkie sny mi już zagrzebie
I wszystkie złudy tęczowe odbierze.