Pójdę

Kie­dy ra­nek wy­bły­śnie z mgły per­ło­wo-si­nej,
Gdy w bla­skach słoń­ca noc­ne się roz­to­pią mro­ki,
Pój­dę w pole, by pa­trzeć na mlecz gwiezd­no­oki
I poić się ró­żo­wym śnie­giem ko­ni­czy­ny.

Po­dej­dę pod wie­śnia­cze po­bie­la­ne cha­ty,
Wej­dę milcz­kiem pod wszyst­kie te żyt­nia­ne strze­chy
I z twa­rzy kra­śnych dzie­wek po­zbie­ram uśmie­chy,
Któ­re zbu­dził świe­go­tem ptac­twa huf skrzy­dla­ty.

A póź­niej pe­łen ja­snej, sło­necz­nej za­du­my,
Wśród bia­łych ro­śnych dzwo­nień, kwiet­nych roz­ho­wo­rów,
Pój­dę w dzi­kie ostę­py gra­na­to­wych bo­rów,

I tam, w gwa­rzą­cych so­sen za­słu­cha­ny szu­my,
Na pu­szy­ste i mięk­kie z mchów upad­nę leże
I będę szep­tał ci­che, za­ran­ne pa­cie­rze...

Czy­taj da­lej: Śnieg – Zygmunt Różycki