W ogrodzie, pełnym blasku i kwiecianej woni,
Pod baldachimem z liści uwitych wachlarzy,
Usiadła moja pani — zda się, śni i marzy,
A słońce po przez liście uśmiecha się do niej.
Uśmiecha się i blaski poświetliste roni,
Które, przedarłszy zieleń splecionych wachlarzy,
Gorące pocałunki kładą na jej twarzy
I złoty pył strząsają na białość jej dłoni.
I płyną blaski, lecą pozłociste pyły
Z niebieskich, jasnych klepsydr — już jej kibić wiotką
Słoneczną pajęczyną leciuchno owiły...
Zapłoniła się... usta rozchyliła słodko
I, cała stojąc w blasków słonecznych pozłocie,
Marzy o pocałunkach moich i pieszczocie...