Bór ciemny, gęsty, pełen żywicznej wilgoci,
Rozrzucony na wielkim, bezkresnym obszarze,
Zaraz księżyc się w pełni z poza chmur ukaże
I iglaste wierzchołki drzew lekko ozłoci.
Zaraz szmery popłyną po liściach paproci,
Z ciemnych uroczysk mgielne się wychylą twarze,
Bór rozdrga się, rozśpiewa w czarownym pogwarze,
Złoty jaskier się przywrze do białej stokroci.
A z leśnych krynic, z jezior przejrzystej topieli
Wyjdą gibkie rusałki w srebrzystej otęczy
I na sosen zwalonych usiędą poręczy —
Wabny śpiew ich się echem dalekiem rozstrzeli
Po pustkowiach, gdzie księżyc przyświeca najjaśniej
I zaraz się rozpocznie świat cudów, świat baśni.