Stoję w polu i patrzę w nieboskłon perłowy —
Wokół cisza bezbrzeżna, słońce ogniem świeci,
Nagle, gdyby huragan, koło mnie przeleci
Koń wielki, krzesząc iskry złotemi podkowy.
Przeleciał — na nim rycerz w srebrnochrzęstnej zbroi,
Miecz błyska mu przy boku, na hełmie drży kita,
Twarz tchnie zagadką, gęstym kapturem zakryta,
Pierś gra mu szczęściem, zda się, przestrzenią się poi.
Przeleciał — głuchy tętent podzwania zdaleka,
Jak gdyby po przez ziemię przeszły nawałnice, —
Pobiegłem za nim w pogoń, zdzieram mu przyłbicę
Chcę wiedzieć kogo pancerz ciężki ten obleka,
Gdy oto nagle czuję, jak mi krew ucieka:
W martwej twarzy rycerza poznałem swe lice.