Jest aleja zaciszna, smętna, opuszczona,
Gdzie się brzóz lnianowłosych długie ciągną rzędy,
Gdzie śpią na srebrnych liściach moje sny — którędy
Przechodzi mej kochanki dusza roztęskniona.
Przez brzóz sierocych gęste, powikłane sploty
Senny miesiąc swe blaski prześwietla srebrzyście,
Co tajnią swych całunków padają na liście,
Pełne milczenia, ciszy, pragnień i pieszczoty.
W noce ciche, samotne, w rozsrebrzone noce,
Kiedy po dalach mgły się rozsnują zaklęte,
We mgłach przychodzi duch mój w te ustronia święte, —
Wybucha cichym płaczem, skrzydłami łopoce
I szuka swej kochanej w srebrzystej powodzi,
Lecz próżno... Znów ze smutkiem w gęsty mrok odchodzi...