Ukryte zwłoki

Idę cicho po białej zaścieli śniegowej
Ścieżyną, którą słońce znaczy złotą igłą,
W odludną jakąś pustkę, w oddal niedościgłą,
W jary lśniące kryształem, w srebrzyste parowy.

Idę cicho, ostrożnie wśród pustki głębokiej,
Brnę śmiało po przez zaspy śniegowe i głusze,
Bo wiem dobrze, że dzisiaj tu odnaleźć muszę
Pod lśniącą taflą śniegu jej ukryte zwłoki.

Idę cicho, ostrożnie... Słyszę jakieś dźwięki,
Płynące po białości naokół rozlanej...
To pewno tak słoneczne jej grają organy!...
Tyle kwiecia dokoła... to liliowe pęki!

Idę cicho, ostrożnie roziskrzoną ścieżą,
Bo lękam się, że ludzie na ślad mój tu wpadną
I jeszcze mi jej zwłoki wśród nocy wykradną,
Jej zwłoki, które do mnie jednego należą.

Czytaj dalej: Śnieg - Zygmunt Różycki