Jak górnik, zbrojny w lampkę, co słabo migota,
Szuka w mroku i pustce słonecznego złota,
Żeby niem uszczęśliwić kochankę lub żonę,
Tak ty, mistrzu, w stulecia wstąpiwszy minione,
Między labirynt grobów, pełnych żywej treści,
Snujesz z nich poematy chwały i boleści,
Które lauru koroną wieńcząc cię za młodu,
Mają potem bogacić skarbnicę narodu.
Rzym cię nęci ku sobie — wielki grób, którego
Aniołowie Chrystusa na kolanach strzegą,
Trwożni, by z pod kamienia nic wstał, i nad światem
Nie zagrzmiał Respubliką lub Tryumwiratem!
Rzym cię nęci — i nic dziw, bo w tem mieście słońca,
Rod opoką marmurów płynie krew gorąca,
Bo w tym grobie, w kościelne strojnym dziś kobierce,
Pulsuje po dawnemu, żywe ludzkie serce.
Słońce, gasnąc, blaskami najżywszemi strzela —
I Roma, czując duchem przyjście Zbawiciela
I śmierć, której ohydy pacierze nie zmniejszą,
Była najwyuzdańszą — lecz i najpiękniejszą...
Próżno stary Juwenal wielkim głosem woła:
„Giniecie!” — i na nagie szalejących czoła
Ciska satyr pioruny — romulowe plemię
Nie chce opamiętania, bo to ciężkie brzemię,
Pod którem człowiek gnie się, jak mul, i utyka,..
Oto w grodzie Cezarów rządzi rozkosz dzika!
Przy stołach, zastawionych godnem bogów jadłem,
Biesiadnicy, z obliczem od uciech wybladłem,
Kładą się, róż splotami uwieńczywszy głowy.
Przy każdym, do usługi wszelakiej gotowy,
Etjopczyk — istny posąg, rzeźbiony z hebanu —
Z psią pokorą spogląda w oczy swemu panu.
Sypią się kwiatów deszcze i potopy całe,
Z kadzielnic wonne dymy płyną pod powałę,
Faleniu skrzący strumień leje się bez przerwy,
Słodkie tony muzyki mile łechcą nerwy; —
W głębi, kobiet półnagich roztańczone grona
Błyskają brylantami oczów, śniegiem łona...
Każdy zmysł ma tam strawę, każdy fibr jest struną,
Na której gra namiętność. Nie Jowisz, nie Juno,
Odbierają cześć boską i libacje z wina;
Różane berło dzierży — Venus libitina.
Miłość świeci, jak słońce, każdej i każdemu;
Prócz zmysłów, tłum sceptyczny nie wierzy niczemu;
Małżeństwo jest pętami, które zerwać łatwo;
Niewolnicy trzymają opiekę nad dziatwą;
Kobiecie, która gardzi niewinności zbroją,
Dość rzec: „podobasz mi się” lub: „pięknaś, bądź moją;”
Młodzi i silni rządzą; słabym starcom biada;
Rydwan uciech gruchocze tego, kto upada;
Wieszcz chwali ducha czasu, lub idzie na kaźnię;
Horacy ma dom cichy, a Seneka... łaźnie;
Tłum nie wybiega nigdy myślą ku błękitom,
Szydzi z bogów Olimpu, a wierzy — wróżbitom;
Szaleje, bluźni, kocha, wątpi, falern pije,
I żyje barbarzyńskim żywotem, lecz — żyje!
Naprzeciw tego tłumu stanął Chrystus cichy
I zwyciężył.
Z rąk tłumu wypadły Kielichy,
Szaleństwo ustąpiło miejsca rozmysłowi,
A w szranki zapaśnicy wystąpili nowi,
Którym, by nie zbłądzili, kazał Neron dziki
Zapalać w swych ogrodach „żyjące świeczniki.”
Zwycięzcą jest ten, czyja idea zwycięża.
Chrystus, wielki bój duchów wygrał bez oręża,
I na pijanem ciele zwyciężonej Romy
Zatknął krzyż, znak poświęceń i symbol widomy
Tryumfu ofiarności ducha nad użyciem.
Rzym padł.
Czy ze społecznem latyńczyków życiem,
Które dziś się wydaje, jako sen daleki,
I cały świat pogański zamarł już na wieki?
Czy ten byt długich wieków ma być garścią piasku,
Którą wicher rozwiewa przy słońc nowych blasku?
Niechaj na to pytanie odpowiedzą księgi
Poetów, pełne dźwięków obcej nam potęgi,
Wiecznie młode, choć kurzem pokryte wiekowym;
I cała wiedza nasza, w której szczytom nowym
Służą za wsparcie, stare jak Rzym, fundamenta;
I legenda dziejowa, poważna a święta;
I głazy, które wieśniak wyorywa wioski,
Rzeźbione i pokryte ciekawemi głoski;
I tybrowych tal szepty, i wichru spowiedzie,
Gdy w murach Kolizenm rozhowory wiedzie...
Niech na to zapytanie, które myśl podjęła,
Odpowiedzią nareszcie, twoje, mistrzu, dzieła.
Tyś odgadł ducha silą, i w formę mistrzowską
Oblokłeś te jedyną, bezwzględną i boską
Prawdę, że Dziś i Wczoraj stoją obok siebie,
Równe, jako dwie gwiazdy złączone na niebie,
I że w życiu społeczeństw jedno prawo bytu
Ma burza namiętności — i spokój zachwytu!