Za moją trumną niech nie idą ludzie,
Dla których pogrzeb bywa widowiskiem,
I ci, co zysków szukają w obłudzie,
l ci, co kupczą Judasza uściskiem,
I ci, co w życiu krwawili mi serce,
I ci, z którymi duch mój był w rozterce.
Za moją trumną niech się milcząc, zbierze
Huf bratnich duchów, nietłumny a szczery;
Niech zawiązane na ziemi przymierze
Sięgnie i wyżej, w zamogilne sfery,
Niech nikt, u śmierci żegnając mnie proga,
Nie płacze, wiedząc, że idę do Boga.
Za moją trumną niechaj promień słońca,
Drżąc, pajęczyna rozsnuje się złotą;
Towarzysz w szczęściu, w niedoli obrońca,
On mnie współczuciem darzył i pieszczotą;
Po jasnym szlaku chodząc często zemną
Niechaj mi w drogę poświeci i ciemną.
Za moją trumną niech przy niewiast łonie
Zabłysną kwiaty w koronek przezroczu;
Nad dym kadzidła milsze mi róż wonie,
Nad gromnic światło, blaski skrzących oczu,
A śmiech dziecięcy, przeczysty jak diament,
Nad głupich płaczków zapłacony lament.
Za moją trumną niechaj się ukoją
Dusze kochanych, dusze kochających;
Niech fala, piersią roztrącana moją,
Obleje światłem smutnych i tęskniących;
Niech ich mój odlot od zwątpień obroni,
Bo tymże szlakiem polecą i oni.
Za moją trumną niechaj w szańcu śmierci
Zrobi się wyłom jak w fortecznym murze —
Ktoś wzrokiem ducha ten wyłom przewierci
I tajemnicę podchwyci naturze;
A potem z twarzą będzie chodził jasną,
Wiedząc, że gwiazdy nie giną, choć gasną...