Kiedy się budzę, słyszę tuż nad głową
Świergoczącego poza oknem ptaka;
Coś on rytmiczną skanduje mi mową,
Ale mu mistrzem musiał być ksiądz Baka,
Bo wciąż na nutę jednostajną ćwierka —
Jednak w tej nucie tkwi duszy iskierka.
Ja tę iskierkę czuję, i płomieniem
Radbym ją zrobić, by pokazać światu;
Bo mowę ptasią świat zowie złudzeniem.
Śmieje się także z wonnej mowy kwiatu —
Ale ja wierzę, iż świat racji nie ma,
I że przyroda nie jest — głuchoniema.
Wydrwił mię mędrek, gdym śmiało napisał
Że ptak się modli i że drzewo kocha...
Jam przecie tego z palca nie wysysał
Ani mi muza doradziła płocha.
Bym cudownością słuchaczów olśniewał —
To powtórzyłem, co mi ptak wyśpiewał
I co mi drzewa wyszumiały liście. —
Zdawna już duch mój ze smutkiem docieka,
Skąd tak szalone wzięły się zawiście
Między przyrody duszą i człowieka?
I czemu obie tak zaślepły w gniewie,
Że o istnieniu jednej druga nie wie?
Jest jakaś siła — nie boska lecz czarcia —
Która te dusze trzyma w oddaleniu...
A gdy je czasem przywiedzie do starcia
Ziemia się wówczas w konwulsyjnem drżeniu
Miota, i w furję przemieniona krwawą,
Zabija gromem i zagryza lawą...
Jest jakaś siła, co się ludźmi bawi,
Jak Puk przebranym za aktora chłopem —
Temu do twarzy lunetę przyprawi,
Tamtemu zegnie kark nad mikroskopem,
Obydwom zasię oczy wiąże mocno,
By, za dnia nawet, w ciemność grzęźli nocną...
Jest jakaś siła... nie nazwę tej siły,
Bo nie chcę klątwą obruszać filara,
Który świat trzyma, choć sam jest nadgniły;
Bo drżę, by na mnie nie krzyknięto: wara!
Wara od tego, co ci się zda brzydkiem,
A jest ludzkości mozolnym nabytkiem!
Nabytkiem lichym — mniemam — kiedy zwęża,
Zamiast rozszerzyć, pojęć widnokręgi;
Kiedy istoty bratnie uciemięża,
I prawdy szuka w martwych kartach księgi;
Kiedy przyrodę na cząsteczki kruszy,
A z cząstek skleić nie potrafi — duszy..