Kochałem ciebie i czar twój wszystek,
Szczytów gąszcz, która pod wiatrem gnie się,
Każde twe ziółko, każdy twój listek,
Lesie! lesie!
Dziś, kiedy serce strute żałobą,
Wicher mi z płaczem szumy twe niesie;
I już bym nie mógł stanąć przed tobą,
Lesie! lesie!
*
Z uciechą niegdyś goniłem fale,
Go wzrok i myśli niosły daleko;
Tonęły w tobie me łzy i żale,
Rzeko! rzeko!
Dziś, spragnionego snu i ochłody,
Moc jakaś na dno ciągnie przed spieką,
Więc mi strasznymi są twoje wody,
*
Kłosista niwa, zbóż aromaty
Brały mi duszę w słodką niewole.
Wielbiłem plon twój, kochałem kwiaty,
Pole! pole!
Dziś na mej niwie przepadło ziarno,
Rozrósł się oset, weszły kąkole;
Dziś mi pustynią zdajesz się czarną,
Pole! pole!
*
Gdy hasła z wyżyn było mi trzeba,
Biegłem na szczyt twój, zwieńczony chmurą.
Boś mi się zdała sąsiadką nieba,
Góro! góro!
Dziś już nie szukam znaków na niebie,
Wzrok mój do ziemi wbity ponuro,
I ani śmiałbym wstąpić na ciebie,
Góro! góro!
*
Chociaż ciążyła dłoń twa nade mną,
Zawszem przed tobą stawał w pokorze,
Prosząc o światło na drogę ciemną,
Boże! Boże!
Dziś, gdy w istnienia pasmie zawiłem
Nić się splątała — zerwie się może —
Nawet do ciebie drogę zgubiłem,
Boże! Boże!