Od wieczora do poranka,
Od poranka aż do zmroku -
Niech mi dzwoni kołysanka,
Aż usiędzie sen na oku:
Słodkie dźwięki wiejskiej nuty
Jak szemrzącej potok wody,
Jako pereł sznur, rozsuty
Na kolanach panny młodej.
Nawolana z brzegów Buga,
Prześcignęła ptaki w locie
I snuje się - srebrna, długa,
Jak dziecinny sen po płocie.
- Co przynosisz mi z oddali?
- Nie maliny, nie orzechy,
Nie sznur pereł ni korali,
Lecz westchnienia i uśmiechy,
Szum żywicznej polskiej sosny,
Świeżość ojczystego chleba
I spod piersi coś żałosnej,
I coś z wiosny, i coś z nieba.
- Jakże cię. ptaszę wieszcze.
Piosnko płocha, przyłaskawię?
Gdzie najlepiej cię pomieszczę?
Czyni najlepiej cię zabawię?
- Gdzie chcesz... Dla mnie wszystko jedno.
Mnie piastunka twa przysyła,
Żebym, gdy ci lica zbledną,
Rumieńcem je pokraśniła.
I mówiła mi piastuna,
Polska, twoja matka droga:
Weź ze sobą do bieguna
Miłość ludzi z wiarą w Boga;
Niech z modlitwą oczy zwiera.
A śmieje się, gdy otwiera.
Wieczorami, gdy blask słońca
Pooświeca szare ściany,
Odezwij się tęskna, drżąca,
Głosem siostry zapomnianej.
Niecił oparłszy się na ręku
Zasłucha się w twoim brzęku.
Ja podówczas z Karpat śniegiem,
Z dwu morzami, z cieniem borów,
Z rzek ojczystych płowym brzegiem,
Z obfitością moich zbiorów,
Z ludy. z trzody, z ptastwem w jarze
I z grobami się pokażę.
Poodsłaniam mu przed okiem
Zmarłych, śpiących snem głębokim
Po kościołach, w murów cieniu,
Przy bijącym nań promieniu
Z górnych okien, gdzie prześwieca
Przez obrazy tarcz księżyca
I na piersi śpiących zniża
Przenajświętsze znamię krzyża.
O żurawich, orlich piórach,
Przeprowadzę dziady mężne
I aniołów, jak na chórach
W długie trąby grzmią mosiężne,
Chór błękitną mgłą owiany,
Biało-srebmyjak organy.
Za anielską nutą cichą
Wyjdzie ojciec Piast z Rzepichą
Znad jeziora, spodjawora,
Co zasępia się w błękicie,
Nago-piersi w lnianej świcie,
Za obuwie - z lipy kora.
Postrzyżony w krąg na czole
Obyczajem swego rodu,
Białe chleby, plastry miodu
W zakasanej niesie pole.
Za nim szczęsne, swemu rado,
Pobrzękuje boże stado,
Moc narodu, a w spokoju,
Jako pszczoły na wyroju.
Potem święta pieśń Wojciecha
Rozlegnie się w długie echa
I w perłami dzianej szacie
W modrzewiowej gdzieś komnacie,
Gdy powietrzny chór zaśpiewa.
W gronie mężów stanie dziewa;
Aby wieczna była zgoda,
Nielubemu rękę poda
I z mężami skrzydlatymi,
Nic tykając prawie ziemi,
Zasłuchana w hymn godowy
Pocznie taniec dwuwickowy.
Potem ciężki dzwon Zygmuntów,
Podniesiony aż ku niebu,
Zawrze w sobie jęk pogrzebu
I straszliwe hasło buntów;
I wystąpią cienie Wazów.
Jakieś nieme, jakby z głazów.
Przy powolnym tańca zwrocie,
Ujrzy miecze, orle strzępy,
Ale stary miecz przylepy,
Orle skrzydła na odlocie.
Potem jakby od kolebki
Dźwięk roztrąci wiatru fale,
Kosa błyśnie w dłoni krzepkiej
I mąż wyjdzie w samodziale,
I rozpoczną dawne tany
Same świty i sukmany.
Potem zgłuchnie pieśń rodzima,
Cienie znikną przed oczyma
I ustami jakby kwiecia,
Co się barwnie w polach wije,
Odezwie się myśl stulecia:
Jeszcze żyje, jeszcze żyje!
I miecz żaden jej nic zgładzi -
I^ecz kto taniec poprowadzi?
- Czy skrzydlaty, czy sukmanny?
- Wiemy sługa Marii Panny -
Paeholąlko, co zasłuży
Na niebiańskiej łaskę róży.
Że z uśmiechem mu dozwoli
Wziąć na ręce zbawcę ludu,
Jakiś kłosek z polskiej roli,
Szczere dziecię jego trudu;
Co i samo nic wie o tem:
Ile wyda pod omłotem...
. . . . . . . . . . . . .
A jeżeli się zaszlocha,
W świat uderzy bezprzytomnie,
To znak będzie, że mnie kocha.
Że pamięta jeszcze o mnie.
Wtedy, wierna moja sługo,
Idź za każdym dziecka krokiem
I śpiewaj mu długo, długo,
Jak sierota nad potokiem.
Biedny będzie czy bogaty,
Znany w świecie czy nieznany,
Czy za kratą, czy bez kraty,
Czy kochany, nie kochany -
Nieś mu co dzień z swej oddali
Nie sznur pereł ni korali,
Ale zapach polskiej sosny.
Świeżość ojczystego chleba
I spod piersi coś żałosnej,
I coś z wiosny, i coś z nieba.
Niech przy gminnej pieśni strunach,
Gdy niewiernych otchnie trwoga,
Kołysze się na biegunach,
Na dwu skrzydłach, Polski - Boga.
Niech mu gorycz będzie błoga,
Chmura jasność ma szafiru,
Aż dłoń brata czy dłoń wroga
W ciemny grób mu sypnie żwiru...
Kołysanka już nie śpiewa,
Choć nie śpiewa, słyszę przecie,
Jak w ojczyźnie szumią drzewa,
Jak usypia matka dziecię,
Jak jaskółka u przedsieni
Srebrny pacierz swój szepleni,
Jak tajemnie na uboczu
Łza upada z jasnych oczu.