Na wschód patrząc mym zwyczajem

Prawda, że piękne cudze kraje,
Lecz w sercu czegoś nicdostaje,
Kościoły wielkie, zamki, wieże,
Ale za serce nic nie bierze...

We własnym kraju, tam. w ojczyźnie,
Wszystko ci bratnie, wszystko bliźnie,
Glos ma dla ciebie zrozumiały
Ta ziemia szara, ten kraj cały.
Te lasy twoją szumią mową
I dąb odwieczny nad dąbrową,
Te czaple, czajki i łabędzie,
Coś swego widzisz, słyszysz wszędzie...
A cóż, gdy jeszcze w progach domku,
We swoim domku, szczęsny Tomku,
Twoja de własna matka spotka
I mała siostra, ta szczebiotka,
Z rączkami rzuci się na szyję;
Kiedy do ciebie druh przepije
Ową kwaterką z prostej blachy,
Gdy cię obskoczą swatki, swachy,
A poczną prawić o tej! o tej,
Co stawia mokry len pod ploty,
O tej, co rośnie na twe gody,
Co kiedy nóżkę w staw zabroczy,
To od niej czystość biorą wody,
To od niej gwiazdy biorą oczy,
To od niej uśmiech dziatki śpiące
I od niej włosy ranne słońce,
A gdy przemów! - czary, czary.
A co przepowie - jakby stary...

A w cudzym kraji i i cóż będzie?
Ziemia na ziemi, jak i wszędzie,
Ale ta ziemia - jakaś sucha,
Ale ta ziemia - jakaś głucha.
Zdarzy się w cichej gór kotlinie,
Że jak i u nas potok ptynie.
Szumi, po skalach się rozbija...
Woda cię mija - człowiek mija.
Nic twoja chata, gaj zielony,
Nikt ci nic powie: "Pochwalony" -
"Na wieki wieków." - Pod odwieczcrz
Drogą tą białą stopy wleczesz;
Głazy i głazy, i znów głazy,
Choć się obejrzysz i sto razy,
Nikt się za tobą nic obróci.
Z suchym się ostem wietrzyk kłóci.
I kłos, by żalem wskroś brzemienny,
Przy ziemi chwieje się nicplennej;
Do tego kłosa równasz siebie,
Co na jałowej rośnie glebie.

Przy drodze, niby druhy twoje.
Pną się berberys i powoje.
A tobie na ów widok kwiata
Skądsi - nie wiada - w myśli stanie
Twoje kochanie - nie kochanie,
Co w złote włosy kwiatki wplata.
Patrzysz: z dalekich wierzb warkoczy
Woda obrywa liście drobne,
Woda na morze listki toczy,
Czyż to do ciebie i^iepodobnc?
Ty sam przed swoim zawdy okiem,
Ty jesteś wierzbą, kraj potokiem,
Za którym myśli twoje cieką
I płyną, ptyną tam daleko.
I wciąż się świecą, a tęsknota,
Jak ta pod wieczór barwa złota,
Na wszystko błyska, coś porzucił,
Żebyś oglądał się i smucił.

Ot, za górami czas się chmurzy,
Gościńce moje w skałach giną,
Dobrze to, słodko śnić o burzy
W spokojnym domku gdzieś, Krystyno.
I nie połykać pyłu drogi,
I nie zachodzić w cudze progi...

Przecież za słówko: "Szczęść ci. Boże",
Za dobre słówko dla pielgrzyma,
Choć w oczy chłodny wiatr zadyma,
Choć was nie ujrzę nigdy może,
To szczęść wam, Boże, za otuchę,
Za kroplę wody na posuchę;
Oto mi zda się. żeni u zdroja,
Że szczęsne było życie całe
I że mi wody siostra moja
Przechyla swoje wiadro białe,
      Że mnie matka miła
      Na pierś przygładziła:
      "Witaj z długiej drogi."

Czytaj dalej: Dwa dęby - Teofil Lenartowicz