A może teraz potrafię
w godzinę bardzo późną i wczesną zarazem
dopasować najtrudniejsze wyrazy
do najprostszej treści.
Rzeczy które się muszą dziać.
Jak powiedzieć słowami to co w mowę wrosło
i nie robić plakatu i rymów na szyld.
Może trzeba powierzyć się rzece i wiosłom
lub słuchać tylko gwizdów kwiczołów i wilg.
Czy dłonie zdjęte z wioseł dłonie które odrzuciły pióro
potrafią ująć mocno zamek karabinu?
Czy po plecach nie szmygnie strach płochliwym szczurem
gdy żółty gaz popełznie zdeptaną doliną?
Jakże będą płakały żony i kochanki
żegnając ukochanych zaszytych w szorstkie sukno.
Pierś ziemi i piersi poległych przeorzą ślepe tanki
by dobrze wiedział człowiek że jest tylko prochem i próchnem.
A może w ciasnem przejściu bezbronnej ulicy
zastąpi drogę salwa szwadronu policji
i z garści niepotrzebny wyśliźnie się kamień.
A może sen spokojny spłynie nam na oczy
litościwa śmierć starców otuli otoczy
nas niespokojnych nurków splotem chłodnych ramion.
Źródło: Poomacku, Teodor Bujnicki, 1933.