Nie rozbudzi ten wiersz waszych uczuć, nie rozpęta
wyobraźni obrazem urojonym —
a przecież oto płynę ludzie i zwierzęta,
drzewa, kościoły i domy.
Palmy w brokatach orchidej, nieprawdopodobne
motyle i owoce jak liry i szable,
smukłe murzynki chylę fryzury ozdobne,
łodzie piętrzę rogate żagle.
Od palców mojej ręki, od szczytu jesionu
rozwijają się smugi żółtego azbestu,
by nagle oddać salwę jaskrawych balonów
nad łąkę jaskrów i rdestów.
A już wypływa morze. Monstrualne kraby
przedzierzgnięte w półwyspy i rafy;
toń pochłania paprocie, storczyki i żaby,
zebry, lamparty, żyrafy.
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Kształt ledwie odgadnięty topnieje; przemiany
rodzę nowe pejzaże nieznanych podróży,
by w końcu zalać niebo mlekiem modrej piany
rozjaśnionej przez księżyc, płynący na chmurze
Jerzemu Zagórskiemu
Źródło: W połowie drogi, Teodor Bujnicki, 1937.