Cośniecoś ludzi, cośniecoś błota,
cośniecoś smutku, cośniecoś drzew,
co drugi kretyn, pierwszy idiota,
a w herbie miasta, powiedzmy, lew.
Cukiernia, w środku panie i dranie,
co druga pani, co pierwszy drań,
— calujerączki, uszanowanie,
o jak tu dużo pind, dam i pań.
W kasynie Związek, co poniedziałek
w Związku bez związku ten, ów, czy ta
z cudzych recenzyj czyta kawałek,
co się nazywa — referat ma.
Potem Zygulski mową wytryska,
że to i owo i tamto że,
łatwy kalambur z tego nazwiska,
ale doprawdy czasem się chce.
W teatrze Wiłam, po kioskach „Chwila“,
W „Chwili“ Jampolski, dość bądźcobądź,
a tu ci jeszcze życie umila
w każdą niedzielę okropny Strońć.
Spokojna drzemka na Xsiędzu Marku,
wśród pustych rzędów siedzisz i sam,
bilet ci zawsze dadzą w podarku,
tylko Balk Henryk powie, żeś cham.
Wystawa kiczów zawsze ta sama,
Kramarczyk wiesza swój straszny kram,
panowie, raczej już panorama,
bo tam przynajmniej Kościuszkę znam.
W „Sygnałach“ Stasia Blumenfeldowa,
pod „Sygnałami“ Alina Lan,
u Zaleskiego zaś Meiselsowa,
trzy Hermanowe i jeden pan.
Znów Bazylissą straszy Horzyca,
i znowu Dziady wysławiać chcą,
przejdziesz z kobietą, już po ulicach
szepce Chwistkowi — kocha się z nią.
Krew cię zalała, i tego mało,
napiszesz paszkwil, sobie go krzycz,
powie ci cały Zespół „Sygnałów“:
— ty się, kochany, z opinią licz.
O, miasto cudne, kiedyż jak z grobu
wyfrunę na świat cały i zdrów,
tęskniąc za Balkiem, Stasią i tobą,
jak Wittlin jęknę — nie ma jak Lwów.
Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 18.