Do Marii

Jeżeli płynąć można bez ruchu i prądu,
a życie samem życiem beznamiętnie zmóc,
niech się krew w nas wysila, bez pomocy płuc
niech przypadek zanosi od lądu do lądu.

A gdy nawet inaczej — to zawsze daremnie,
księżyc gwiazdy wymija, zakwita jak kwiat,
co roku krwawi próżno, beznamiętnie sad,
i co roku jest puściej, samotniej, nikczemniej.

Wiecznie noc w atramencie, pełna sztucznych myśli,
w końcu pióra na kropli trzepoce się nów,
aż z błotem dnia zmieszani, pod ciężarem słów
wynurzymy się kiedyś w zaświatowej Wiśle.

Gińmy więc teatralnie. Wprzód podani ciałem,
świadomi, że przy żadnej z efektownych póz
ściany domu nie pękną, nie sypnie się gruz,
że tak miną samotnie ciała obolałe.

Wytrwać? — wytrwać nie można, nie można doczekać,
zawsze dzwoni zwycięsko teatrałny szczęk,
broń z sypkich rąk wypada, przelewa się lęk
w monotonnych a wiecznie bez odpływu rzekach.

J już wiem, że się weszło w drogę bezpowrotną,
że wiecznie rwać się będzie niewidzialna nić.
I może tak... i może... żeby można żyć
zwycięstwem naszej klęski — ten sen i samotność.

Na scenie — spójrz — to Sennor Sempre Teatralc
i Sennorita Poza wśród tragicznych dm
— Dlatego czasem czysto leje się ich śpiew
że się nazbyt jaskrawym otulają szalem.

Za to, ku nietutejszym wzlatując Ikatjom,
za wiecznie cierpiętniczo samotniczy gest,
— nam — wiedzieć, czuć i śpiewać. Musi być — jak jest,
— o jak i ja zgubiona i samotna Mario.

Czytaj dalej: Moje polesie - Tadeusz Hollender

Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 17.