Weź mnie jak papier do ręki,
pognę się, zemnę, połamię,
będę podatny i miękki
cichymi szeptać słowami.
Podnieś mnie szarym kamieniem,
zwyczajnym, leżącym w rzece,
a ja ci dłoń zarumienię,
rubinem w palcach zaświecę.
Zerwij mnie zielskiem ze wzgórza,
a ja ci jak aksamitna
i bardzo czerwona róża
trysnę, zdumieję, zakwitnę.
Dogoń mnie — chmurę gradową,
jednym mnie dotknij westchnieniem,
a ja się nad twoją głową
w majowy deszczyk zamienię.
Wyzwij mnie — piorun w ruchu,
zygzak niebieskiej muzyki,
a ja ci brzęknę przy uchu
i w oczach mignę świetlikiem.
Duszności boleśnie miękka,
przytłaczaj ściślej i szerzej,
oto w tych miękkich rękach
jak pszczoła bez żądła leżę.
A zaś ty, którą te słowa
w moc taką nade mną stroją,
powiedz mi — kto cię miłował
— miłością moją?...