Czyś już pole odwiedził?
Czyś już chodził po lesie?
Czyś widział, jak na miedzy
zasiadła złota jesień?
Patrz — daleko, daleko,
patrz — szeroko, szeroko
ponad polem, nad rzeką
białe chmury się wloką.
Wiatr się w sadzie rozśpiewał,
świat zapachniał jesienią,
wszystkie liście na drzewach
kolorami się mienią.
Miodem, zbożem, warzywem,
obfitością gotową
wszystko wkoło, co żywe,
nakarmiło się zdrowo.
Wszystko krzepi się, rośnie,
z pola, z lasu, z ogrodu,
ku tej zimie, ku wiośnie,
na czas mrozów i głodu.
I ty także wraz z niebem,
z polem, z lasem w purpurze
rośniesz kwiatem na glebie
nie rok jeden, a dłużej.
Wykołyszą się wiatry,
wygrzeje ciebie słońce,
w świat nauczysz się patrzeć
spojrzeniem miłującem.
Czasem schylisz się w trosce,
czasem w zachwycie klękniesz,
że życie takie proste,
takie trudne — i piękne.
Od stóp gór po brzeg morski
pod tem niebem błękitnem,
w pracy, w walce, w radości
serce tobie rozkwitnie.
Do całej ziemi szczęśliwej,
jak wielka i jak bogata,
do wszystkiego, co wolne i żywe
na wszystkich krańcach świata.
Do drzew w lesie,
do ptaków nad polem,
do ludzi,
zwierząt,
i drzew,
i skał,
do wiatru
i do słońca,
które z nieba niesie
jak snopy żyta —
pęki życiodajnych strzał.