Czerwone i czarne

Tani czar­ny atra­ment pi­sze sło­wa po­wsze­dnie,
pi­sze sło­wa nie­zdar­ne, roz­ma­zu­je się, bled­nie.

Z wol­na, cięż­ko pług pió­ra prze­ory­wa mil­cze­nie —
spły­wa z dło­ni na kart­kę to ra­dość, to cier­pie­nie.

Na ja­ło­wym pa­pie­rze rzu­ca siej­bę swą czar­ną:
mię­dzy grząd­ki li­te­rek drob­ne krop­ki, jak ziar­no.

Wzbie­ra ży­cie w wy­ra­zach, szu­mi sze­lest na kart­ce,
kwit­ną zda­nia, jak żyto ży­wot­ne i upar­te.

Ro­sną, ro­sną do oczu sło­wa cięż­kie, jak kło­sy,
aż je cen­zor ołów­kiem, jak żni­wiar­ką, wy­ko­si.

***

Wscho­dzi sło­wo w mil­cze­niu. Ale krzy­kiem roz­pa­czy
nie na kart­ce — na bru­ku — i nie czar­no się zna­czy.

Nie z pod ostrza sta­lów­ki re­dli­na­mi wy­ra­sta,
lecz z pod kul i ba­gne­tów leci w uli­ce mia­sta.

Skrzy­dła od kul ma pręd­sze, od kul więk­szą do­no­śność,
nad huk strza­łów, nad dzwo­ny woła śmia­ło i gło­śno.

Mowa jego świą­tecz­na, mowa jego po­wsze­dnia
zro­zu­mia­ła dla wszyst­kich od Ma­dry­tu do Wied­nia.

Cze­go deszcz nie ob­my­je, co nie wy­schnie na słoń­cu —
do­po­wie­dzą ka­mie­nie, na uli­cach mil­czą­ce.

I wy­ra­sta na żni­wo cięż­ki po­siew czer­wo­ny
roz­śpie­wa­nym ogro­dem, hoj­nie krwią użyź­nio­nym.

Czy­taj da­lej: Praca – Edward Szymański