Ryże bruzdy, z fioletu gruda:
Boże! spokój już się nie uda,
W dawne lata koszono trawę...
Spojrzyj raz! łęgi, łąka ruda,
Na źrenice suną liście skrawe.
Ugór gęsty, za mgłami palą,
Ogień na fali, w dymach muzyka;
Jadowitą rdzą, płynną stalą,
W gleby wargi gnicie przenika.
Wierzchołkami grają wichury,
Kto w szyby jednym palcem stuka?
Nie słuchaj! Lamentów chóry,
To cierpliwości długa nauka.
Pnie barwami wieją, czy po skroniach ręką
Z katuszą przesuwasz — zawsze ta sama
Natura: rozchwiane okienko,
W ramie nocy żółta plama.