Jeśli myślałem, że trzeba do dzieła
cokolwiek więcej prócz godzin samotnych,
to opłakuję dzisiaj błąd stokrotny:
tak mija miłość; tak młodość minęła.
I wiem, że westchnień moich nikt nie liczy.
Znów noc żałobna czarnem drzewem chwieje,
a gdy usypiam, już za oknem dnieje,
bym nie odróżnił szczęścia od goryczy.
Jednej zaprzedał się tylko rozkoszy,
tej, co podaje wtór, na wszystko głucha,
i współbrzmi wtedy, kiedy głazów słucha,
a ptaków śpiewu o świcie nie płoszy.
I liście płoche nęci i kamienie,
jak kręgi, toczy, gałęzi szelestem
raz po raz gada: nie ma mnie, nie jestem,
a ty mnie szukasz przez rdzawe jesienie;
a ty mnie śledzisz, wskrzeszony przez skargi,
w chłodach wilgotnych i w zieleni błogiej
— a jam spłynęła wodą obok drogi,
uśmiechem ścięte rozchylając wargi.
Julianowi Tuwimowi