Powracając po deszczu, samotnością trzeba
Upić się, jak gryzącą wódką i westchnienia
Słać wysoko, w obłoki, gdzie wiszące nieba,
Pełne wiatrów grających, czułości i cienia.
Po omacku dotykać, jak daleko płoty
Oślizgłe wzdłuż pachnącej o zmroku alei;
Z dachów przyćmionych zwisa sierp jak dawniej złoty.
Drzewa szumią z oddali. I nie ma nadziei.