Na wiatru strumień kładę strzałę, tę łupinę.
Patrz! śladem bezcielesnym w kręgi się rozpływa.
Dygoce warga moja, jak zdarta cięciwa,
I, złocony po brzegach, jako obłok ginę.
Wtedy podchodzisz, nocy, patrzysz, niewidząca,
Jak z dłoni wyprężonych znów płynie muzyka.
W gładkich piersiach zadrżała? Czyj grot palce trąca?
— Już źrenice odrębne oglądają Muzy.
Mam czoło odrzucone i twarz śnieżno-białą.
Nad głową rozłupaną cień świecy przyklęka.
Przez przeguby napięte cudze gada ciało,
Gdy grot drga nieruchomy, ku plejadom pęka.