Na widnokręgu złota jaśń wykwita
Szkarłatnym pąkiem z liliowych cisz.
Kędyś daleko, tumanem zakryta,
Szumi kaskada w głębi skalnych nisz.
W kotlinie stawu zamarzłego płyta
Połyska niemo jak błyszczący spiż
Nad nią samotna i wichrami bita
Wyrasta limba w przezrocz, w błękit, wzwyż.
Tę limbę ziemia wydała nieżywa,
Tuliła żałość i groza straszliwa
I mroźnym tchnieniem smagał śnieżny szczyt -
A ona z nocy mgieł i zasępienia
Wyrasta dumnie w błękitne przelśnienia,
W przeczysty złotopurpurowy świt.