W uśpione, ogłuchłe miasto wejdę bezchmurną nocą.
Zamknę ulicę w gwiazdy. Uliczne lampy rozłączę
i będę czekał, aż się ozwiesz poprzez rozespane mury.
(Stopa się Twoja wynurzy i powiesz ciche: „Zasznuruj”).
W wizje milczące zajrzę zatartych smutnych witraży.
I nawet tam, nawet w zagadce ciemnych, kościelnych okien
nie zjawisz się. I nie ukażesz Jego, co Twoją był opoką,
ale zostawisz mnie samemu sobie. Własnym cierpieniem przerazisz.
Wtedy mi każesz wyjść z mroku i w gmatwaninę pójść ulic.
Tysiące luster przed oczy rzucisz –uśpione miasto zaludnisz.
Spojrzę:
Sto się postaci w bramach będzie kulić,
sto twarzy księżyc w lustrach szyb odgrzebie,
i setką kroków cichy bruk zaludni.
I nagle pojmę, zrozumiem, odgadnę,
żeś mnie postawił twarzą w twarz ze sobą,
że jestem sam, jedyny, bezradny,
zaklęty w jakieś niepoznane słowo.
Wtedy w zaułkach zgubię własną postać.
Będę chciał uciec. Powiesz tylko „Zostań!”.
Zostanę. Sto cieni wieńcem mnie otoczy
i w korowodzie doznań w przeznaczenie wkroczę.
O, jakżeż obojętne jesteś śpiące miasto!
Do bram zawartych kołaczę rytmem oszalałego wiersza.
(Na próżno: gdy przejdę, zapadasz w ciszę).
Rozdzieram Cię. Oddechu szukam. W otwartych, pustych piersiach
– znajduję ciemność.
Każesz się wsłuchać w serca. I jedno serce słyszę:
„Nie jesteś sam, bo jesteś ze mną?”.
Pruszków, 30 sierpnia 1938