Z bierwion sosnowych, pali dębowych,
Brzozowych dyli i pni świerkowych
Dźwigamy most, czerwony most.
Łzawi żywica lepka i tłusta
W łunę gorącą gasnącej rzeki.
Po trzaskających, przęślanych rusztach
Pełznie płomieniem śpiew daleki
Zdyszanych cieśli, spoconych drwali,
Tarcz zziajanych, dalej, wciąż dalej,
Odległy, smukły w pejzaż smolisty,
Duszony dymem żagwi ognistych,
Trzeszczący żarem.
Hej, majsterkowie, budowniczowie,
Cieśle i drwale, tracze, kowale
I psotna gawiedź, ochotna czeladź,
Niechaj piorunem topór wystrzela.
Raźniej, za błyskiem niech błysk podąża
Pośród trapezów, łuków i wiązań.
Ochotniej, gwarniej, szumniej, ogniście,
Szturmem gromadą w tan zwariowany,
W szalowy wyścig, czerwony wyścig.
W wichrze słonecznej, rudej zawiei,
W ostrych eksplozjach rwącej się racy,
Nim kark zdrętwieje, nim zwiędnie pięść,
Torsy stężeją w twardy antracyt.
Przęsło za przęsłem, za więzią więź
I za dźwigarem nowy dźwigar
Rwijcie z dna rzeki.
Hej, majsterkowie, most zastyga
W żużel, w liliowe, sypkie popioły,
Pale i bale, nowiutkie dyle.
Czerń, czerń zalewa kadziami smoły
Więzie, krawędzie, szpetne ozdoby,
Misterne łuki.
Precz, precz
Nieuki,
Dranie,
Nieroby.
Precz!
Na kolana i pomost lizać,
Aż skołtunione, zmierzwione łby
Zmiażdży potężny, czarny dyliżans.
Noc.