Przemykasz, Chloe, a jaszczurka skosem;
Już ostrzy ząbki, kostnieje jej ogon!
Upadłaś, Chloe! O, Chloe, jak błogo
Zlizywać z bólu twe podeszwy bose!
Teraz twe piersi niech ukąsi oset —
W piekącej łunie naprężą się srogo,
A gniew ich piękny, bo on dla nikogo,
Bo pobok tylko trznadle piją rosę.
Już zbiegły z krzykiem — i Chloe się zrywa,
Na ostre ciernie spada śnieg bielizny,
Płoszy się w gąszczu sarenka trwożliwa...
Nie bądź mi, Chloe, i ty tak pierzchliwa,
Przecież się matka ani domyśliwa,
Że tak zaplątasz się w palcach mężczyzny.