PIERWSZY NAPIS
Jeśli, jako kto żywot wiódł, śmierć pokazuje
(Gdyż nadzieja głos ludzki aż dotąd formuje),
Tedy świątobliwości twojej nie potrzeba,
Zacna pani, świadectwa cudownego z nieba.
Bo, gdyś poszła do chwały, którąć Bóg zgotował,
Kto był, kto twego ześcia z ziemie nie żałował?
Duchowieństwo, ubodzy, sieroty z wdowami,
Jako po matce własnej zalali się łzami.
Także i stan ważniejszy, i gmin pospolity
Albo dali wzdychania, albo płacz obfity.
Dalekie, nieznajome taż żałość strzesktała;
Płakałby nieprzyjaciel, aleś go nie miała.
INSZY TEJŻE
Patrząc na twoje cnoty, a wzrok ku naszemu
Obracając wiekowi, do złego skoremu,
Kształcie panien, wdów, mężczyzn i bez równej żono,
Dziwno nam, iżeć umrzeć kiedy dopuszczono.
INSZY TEJŻE
Skromność, hojność, układność, wspaniałość, pokora,
Poważność, cnoty różne nie czyniły spora
W tym cnym duchu, owszem go stawiły podobnym
Onym (które już posiadł) przybytkom nadobnym,
Co, idąc różno, zgodną czynią harmoniją.
Któż rzecze: Trafunk, że ją nazwano Zofiją?
INSZY TEJŻE
Twój grób widzimy, pani, zacnych królów plemię
I cnót świętych przybytku, z dziwem, czemu ziemię
Bóg tobą lub ozdobił, lubo osierocił.
Lecz słusznie: i nam pociech, i twe prace skrocił.
INSZY TEJŻE
Domy, skąd cześć śmiertelną wiodłaś, dobrze znając,
A dusze nieskończonej sprawy uważając,
Nie tylko cię piramid abo mauzeołów,
Ale też godną znamy ołtarzów kościołów.