Musisz ulepić w piątek, we wrześniu, na nowiu,
małą lalkę, podobną do twego kochanka.
Zrobić jej usta z głogu, wprawić oczy sowie,
i tulić ją co wieczór i każdego ranka,
by tamtemu — głupiemu — zdawało się czasem,
że mu coś w sercu słodko, niepotrzebnie śpiewa,
że go gonią ćmy jakieś z jedwabnym hałasem,
i aby się opędzał, i martwił, i gniewał,
i by samotnie błądził aleją jesienną,
na wpół jeszcze uparcie, na wpół nieprzytomnie, —
i tupiąc w suche liście malowane henną,
myślał: diabli nadali! nie mogę zapomnieć!
I aby poczuł w sercu tęsknotę i chandrę,
by w chmurach z przerażeniem ujrzał sylfy nagie,
w dziupli drzewnej nos dżina, w fajce — salamandrę —
i wpadł prosto w drzwi twoje — wprost w różową magię...