Nikt mnie o tym nie przekona,
I nikomu nie uwierzę,
Że ta żabka, ta zielona,
To jest szpetne, brzydkie zwierzę.
Proszę tylko patrzeć zbliska:
Sukieneczka na niej biała,
Tak w porannem słonku błyska,
Jakby w perły szyta cała.
Wierzchem płaszczyk zieloniutki,
Jak ten listek, jak ta trawa,
I zielone mają butki
Nóżka lewa, nóżka prawa.
Główkę takiż kaptur kryje,
Ciemne prążki po kapturze,
Prawda, oczy ma przyduże,
I przygrubą nieco szyję.
Ale zato, jak daleko
Wypatrzy tę chmurkę małą,
Którą morze letnią spieką
Na ochłodę nam posłało!
A jak głośno, skryta w krzaki:
— „Dżdżu! Dżdżu!” — woła podczas suszy.
Choć świergocą wszystkie ptaki,
Ona wszystkie je zagłuszy!
Alboż robi jakie szkody?
Psuje kwiaty? niszczy sady?
Wszak jej starczy trochę wody,
Małe muszki i owady.
Przytem... Nie wiem tego pewnie,
Lecz mi niania raz mówiła
O prześlicznej tej królewnie,
Co zaklęta w żabkę była.
Cudnej główki, rączek, lica,
Nic nie widać, ani trocha...
Zaklęła ją czarownica,
Czarownica, zła macocha!
I w postaci tej musiała
Siedem lat czekać dziewica,
Aż ją trafi złota strzała,
Złota strzała królewica.
Dopieroż ją wypuściła
Z owej skórki jędza baba,
I królową potem była
Ta zaklęta pierwej żaba.
Czy to prawda, czy tak sobie,
Tego nie wiem już na pewno.
Zawszeć boskie to stworzenie,
Chociaż nie jest i królewną!