Powstawanie

Autor:

1.
Przez ciało wiersza świecą żyły płomienia.
Wiersz, jak z cegły, czerwony, ocieka sztandarem.
Ludzie, stworzeni nagle, obejmują słowa,
pokalanemi dłońmi, ludnemi jak ziemia
wyrabiają najtkliwszą pieszczotę i przemieniają ją w wiarę,
która lśniącemi tętnicami przeszywa świat wielogłowy.

Nadeszły dni poetów, są wszędzie!
Gdzie słupami iskier wjeżdżają w noc pociągi,
Powstają miasta dymów parujących z dłoni
i wesoły lud brzęków żelaza obsiada nieurodzajne miedze,
buduje swe nowe mieszkania i karmi sie ogniem
jak gorące wargi czerwonym.

Poemat to dom pełny wygody.
Wanna cudów, z której srebro paznokci woniami się wylewa
w bibljoteki gdzie myśli białe i zdrowe jak mięśnie.
Ze ścian lustro, oko źródlanej wody,
chwyta spojrzenia rozgałęziające się jak drzewa.
Dom szeroki, jeśli go zbudować z pieśni.

Zbudować z pieśni, zbudować z marzenia!
Kłaść słowo po słowie w tęgie mury
i wiechę wystroić z tylu kolorów ile cegieł nanieśli murarze!
Wtedy przez ciało wiersza błysną ceglaste płomienie
i biały oddech spoczynku wzięci w górę
gdzie słońce tylko nad ziemią i tylko na straży.

2.

Ani jednego słowa, któreby nie było wparte w łożysko!
Każdym nerwem kieruje przenośnia.
Słowa, choć mają skrzydła, nie są siostrami jaskółek
i w błękit nad dachami wpinają się tylko iskrą.
Lecz gdy pod nogą ziemia zapłodniona człowiekiem rośnie,
jak obłok biuru nad skronią wieńczy się nad dziełem pułap.

Wszystkie sny są tylko barometrem pogody.
Czerwony znak gorączki krzyczy radosna zwyżką.
I niema nocy, niema nocy, nigdy nie bedzie nocy!
Tylko spokój odmiany na falach tylko modrych,
tylko modry sen, kiedy świat odmienia swoje zmęczone nazwisko,
jak kobieta, która z dniem nowym odnawia oczy, usta i włosy.

Ani jednego słowa, któreby nie miało sprężyny
jednym końcem wpiętej w serca ujarzmione dziwy
a drugim skręcającej w serce maszyny gorącej od nowych pragnień.
Serce śpiewa jak robotnik szczęśliwy,
kiedy wlewając wódkę w szerokie i dźwięczące swoje imieniny,
widzi przed sobą czasy tak cieple, że staje przy warsztacie nagi.

Teraz słowa są zadymionem świętem
płynącem przez szkła okien rozjaśnianych tylko wolą.
Dni teraz zamurowane jak Iza w miljonersliim pierścieniu.
Jutro staną się wesołym sprzętem
w białym pokoju wysłanym białym chlebem i białą solą,
wesołym sprzętem marzenia!

Ani jednego słowa, któreby nie kłuło w mięśnie serca tak ostrą wiarą
jak igła kompasu wskazującego kierunek zabłąkanym w chmurach.
Błądzić w obłokach, które dymi komin każdej fabryki,
to jakby przylgnąć ustami do walczącego sztandaru,
który porywa ludzi i ich dzieła tam w górę,
gdzie czyste słońce rozwiesza niebo na zasłonach z miki.

Gdy wzbija się z ziemi praca i lotu swojego nie zniża,
nie zatrudniajmy ptaków, samoloty rozniosą ostatnie wiosny orędzie.
Jak przepona kurczy się przestrzeń kiedy człowiek się śmieje
i, zwycięski biegacz, widzi coraz bliżej
złote taśmy horyzontu, które przerywa w pędzie,
wdzierając się błyskawicą w swoje przyszłe dzieje.

Czytaj dalej: Gdy noc - Lech Piwowar

Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 46.