Księżyc niknie, gdy koguty się jeżą.
Oczy, w których gwiazd niema, oczy mają otwarte.
Teraz jasno: noc to stodoła zwierząt
a księżyc jak pastuch przysypia na warcie.
Lecz powrozy, któremi skrzypi słomiane rano?
Dmucha po nich ogień, zajmują się płuca
i w pogodę dymem ostrym w jęczmieniach rozsianą
gruźlicza nawija się nuta.
śpiew, może otwiera serca kwiatów, jeśli wierzyć pieszczochom.
Którzy tu ludzie językiem obracają młyny na miodach?
Oracz, który lśni pustą szyją jak pęcherzem grochu
wysławia się milczeniem, czarnem milczeniem głodu.
Ptak co usypuje ziaren z błękitu przebitego skrzydłem,
roznieca oczom przestrzeń wolną, nieobsiadłą,
nieokraczoną dworem — rajskie malowidło
w którem tyją owoce jak lipcowe światło.
Pejzaż jest dziełem oczu; także cieniem brzucha.
Wszystkie te barwy głodni rozkradną i zjedzą!
Dla nas nade wsią noc tysiączna już i druga.
A w chatach niema zapałek, tylko oczy świecą.
Kogut jak znachor zna każdy dom i nazwisko,
świtem rozpala osiedla.
Jakby się ptak z człowiekiem pojednał,
nade wsią i nade wszystko.
Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 54.