Widzieliście nad zachodem, gdy odwracał lot!
W tem miejscu teraz gwiazdy kreślą jasne koła
i ludzie, mniejsi niż ziemia, nierówne, gnuśne kółka.
Dlatego Bogu patrzyli w twarz, gdy powalał ich Grzmot.
I nie umiejąc latać, pukają się w czoła:
nie ufają ani poetom ani jaskółkom.
W zwierzęcym języku poezja: anioł oderwany w niebo.
I nasz smutek ma siłę kości waszych i krew waszego mięsa!
Jak zachód obity czerwienią, powlecze się skórą świat wasz,
skórą ze szkła, abyście raz spojrzeli w swe trzewia:
tu, w ciepłem, odartem sercu biją wiersze, najtwardsze zwycięstwa
i w brzuchu, bębnie dancingu, gwiezdne rozpalają światła!
Oko więcej radości niesie, niż okna strzelistych kościołów.
"J a rzęsa, którą się przed pyłem mruży,
więcej wplata natchnienia w muzyczne nerwy słów,
niż wszystkie infinita, pełne potu i mozołu.
Oddech wierszy, oddech burzy
łamie brutalnie przegniłe drzewa snu.
Widzieliście! Nad zachodem odwrócił śpiew,
rąbiąc oporne chmury na gwiazdach się położył
samolot! Skrzydła mocniejsze niż ręce, motor mężniej szy od serca,
im silniejszy, wyżej! Nic, że się w patrzeniu zmniejsza.
Walczy poezja wraz z wami i spłynie ulicą, po nożu
błyszcząca, światła krew.
Wiersze leżą na ziemi oświetlone barwami przystani.
Przechodzicie tyle dróg, szukając poezji, waszego najpiękniejszego nazwiska!
Jeśli ptaki odlatują, ich lot wam nie kłamie:
raz przejęty zbliska
drga, jak skrzydła w zakochanych głosie!
Źródło: Sygnały, r. 1936, nr 21.