Śmierci, miłości nie chroń się, człowiecze,
Śmierci, miłości żaden nie uciecze...
Tak dumał stary mistrz i uczcił obie
Potęgi, stawiać Kiprydę na grobie.
Ona królową szerokiego świata.
Choć nie dostroi serc, to dłonie splata
I gdy się duszy człowieka nie ima,
Jeszcze go zwabi licem i oczyma.
Aż nie zapragnie nowych ślubnych godów
I chcąc mieć młody świat dla młodych rodów,
Dawnych swych ofiar dla wód FIagetonu
Nie zagna - pani miłości i zgonu.
Kochając ciebie, wiem, że kochać muszę.
I choćbyś miała Klitemnestry duszę,
Jak długo czarne, miłosne twe oko
Patrzeć mi w duszę słodko i głęboko
I w blasku uczuć jak w słońcu lśnić będzie,
Mnie do twych kolan upadać w obłędzie.
I choćbym wiedział, że szpetna rozpusta
Do twoich świeżych warg przybliża usta,
Do tych różanych warg, co w snach mię nęcą,
Jeszcze z prostotą ściskałbym dziecięcą...
I choćbym ujrzał, że oddajesz skrycie
Dla marnej chluby szczęście me i życie,
Dawne bym modły kłamał i zaklęcia,
Byle cię chwycić jeszcze raz w objęcia.
A po skonaniu, jak Greki na grobie
Chciałbym Kiprydę mieć, podobną tobie,
W marmurze kutą...
Niech dłoń Afrodyty,
Co miłość niosła, niesie sen niezbyty.